[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nasz doktorek cię edukuje psychologicznie? On tak robi z każdym, kto mu grzebie w
ogródku?
- Po pierwsze, ja mu nie grzebię, od tego jest kto inny. Ja mam koncepcję, kochane.
Koncepcję. On to docenia. Jest koneserem. Wiecie, że on się zna na sztuce jak jaki historyk
sztuczny?
- Wiemy, bo obie u niego bywałyśmy, zanim dowiedziałaś się o jego istnieniu -
odparła Mina. - Przywołuję cię do porządku. O czym ty właściwie chcesz nam powiedzieć? O
tym, dlaczego Marcela się nie boi, czy o tym, co robisz z naszym doktorkiem?
- No, Alka, uważaj, czy to na pewno jest jeszcze nasz doktorek? O ile widzę w tych
ciemnościach, koleżanka Michalina się zaczerwieniła jak burak pastewny ćwikłowy! Tak to
się nazywa?
- Beta vulgaris - rzuciła od niechcenia Michalina. - Albo pastewny, albo ćwikłowy. A
jeszcze może być cukrowy. I buraczki w occie. Ja się zawsze czerwienię od alkoholu. W
winie jest alkohol! No to co wolicie wiedzieć?
- Co robisz z doktorkiem, oczywiście! - Mina chichotała nad swoim kieliszkiem jak
pensjonarka.
- Dobrze, powiem wam. Mnie do niego ciągnie. I moim zdaniem jego do mnie też
ciągnie. Byliśmy razem w Nowym Warpnie...
- W celach romantycznych? Alka, słyszysz?
- Na rybce. Ale romantyzm też był, bo słońce zachodziło. Mina postukała kieliszkiem
w stolik.
- Nie kręć. Skąd wiesz, że jego do ciebie ciągnie?
- Aaaa... tak mi się zdaje. - Coś powstrzymało Michalinę od pełniejszych zwierzeń. -
W każdym razie, jak jechaliśmy, to mnie edukował psychologicznie. I teraz wam powiem, co
myślę. Agnieszka miała rację...
- Ja zawsze mam rację!
- Proszę bardzo, może być, że zawsze. W każdym razie, Agnieszka trafnie rozpoznała
szczurka, którego myśmy z Alka przeceniły.
A Marcela cały czas dobrze wiedziała, jakiego chłopa sobie wzięła na kark. Jeżeli on
przy nas zachowywał się jak ostatni cymbał, to w domu, bez świadków, musiał być dużo
gorszy.
- Niekoniecznie - zaprotestowała Alina, była posiadaczka męża, więc ktoś w rodzaju
eksperta. - Oni się potrafią kamuflować. Ale Marcela mogła cały ten kamuflaż przeniknąć...
- I zobaczyć stuprocentowego dupka oraz egoistę - uzupełniła wywód Agnieszka. -
Dla mnie to też jasne. Marcela jest inteligentna, ale strasznie nie chciała być sama. I tu jej nie
rozumiem, bo dla mnie o wiele lepszy jest brak chłopa niż taki Firlejek. Ale to już jej sprawa.
Może miała taką potrzebę.
- Przemożną - mruknęła Michalina. - W każdym razie miała go, ale cały czas
spodziewała się, że on jej może wywinąć numer. No i wywinął. I jej wtedy ulżyło. To tak, jak
z odkładaniem wizyty u dentysty. Jak już ząb rąbnie zdrowo i trzeba go wyrwać, to od razu
robi się lepiej. Niemniej, coś wam powiem, dziewczynki. Grzegorz twierdzi...
- Ooo - zdziwiła się niewinnie Agnieszka. - Jesteś z nim na Grzegorz ?
- I na Misia . Tak nam jakoś od razu wyszło. No więc Grzegorz twierdzi, że teraz ona
może przeżywać coś w rodzaju euforii, ale kazał nam na nią uważać, bo to może się załamać.
I Marcela z powrotem wpadnie nam w depresję.
- O Boże - westchnęła Agnieszka. - Oczywiście, że się nią będziemy dalej opiekować.
Klub to klub. No i same powiedzcie, czy nie lepiej całe życie polegać wyłącznie na sobie?
- Na pewno bezpieczniej - westchnęła z kolei Alina. - Ale czasem z mężczyzną bywa
przyjemniej...
*
Pani Bożena Konik - Hart była głęboko niezadowolona. Doszła do oczywistego
wniosku, że córka chce jej się pozbyć. Najpierw sanatorium, potem dom starców.
- Tak to sobie zaplanowałaś? Mogłam się tego spodziewać. W domu już cię prawie
nigdy nie ma, porozmawiać z tobą nie można, dobrze, że chociaż te koty mam, bo bym chyba
zapomniała języka w gębie.
- Właśnie rozmawiamy, mamusiu. Teraz będę miała dużo więcej czasu, bo lato się
skończyło, a sama wiesz, że ogrodnik pracuje od wiosny do jesieni. A musisz przyznać, że
pracę mam ciekawszą, więcej zarabiam...
- Nic nie muszę przyznać. Tobie jest z tym wszystkim dobrze, oczywiście, ale nie
pomyślałaś, jak z tym będzie twojej matce?
Michalina już - już zaczynała czuć się winna, jednak w porę przypomniała sobie nauki
Grzegorza.
- Ale to jest moje życie, mamo. Nie możesz mieć do mnie pretensji, że chcę je sobie
poprawić.
- Sobie, sobie. Zawsze sobie - mruknęła pani Bożena zupełnie nieprzekonana, po
czym zmieniła taktykę. - Nie myśl, że ja od ciebie czegoś wymagam. Możesz mnie zostawić
na śmietniku, mnie już nic nie zdziwi.
Numer ze śmietnikiem zazwyczaj wstrząsał Michaliną dogłębnie, tym razem jednak
nie zadziałał.
- Mamo, wstydziłabyś się tak mówić. Naprawdę. Doskonale wiesz, że cię nigdy nie
zostawię. Ale nie mogę być stale do twojej dyspozycji. Chciałabym cię prosić, żebyś się
postarała nie mówić takich rzeczy, bo sprawiasz mi przykrość.
- Ty mi też sprawiasz przykrość.
- Zastanów się nad tym sanatorium. Podreperowaliby ci kręgosłup i serce.
Rozerwałabyś się trochę. Jeszcze wciąż są dobre pogody. Mogłabyś wyjechać nawet za kilka
dni.
- Oszalałaś? Za jakie kilka dni? Po pierwsze, musiałabym się jakoś przygotować, a po
drugie nie dostanę skierowania tak od razu!
- Chyba mogłabyś dostać, ale to nie będzie potrzebne. Uważaj, mamo. Ja naprawdę
zarobiłam trochę pieniędzy i chcę ci takie sanatorium zafundować.
- Naprawdę oszalałaś! I co ci tak zależy, żeby się mnie pozbyć z domu! Chcesz
przyjmować tego rudzielca, co cię parę razy odwoził do domu, jak byś nie miała samochodu!
Michalina miała dość.
- Mamo, ten rudzielec jest jednym z najlepszych psychiatrów w Szczecinie, a ponadto
ma własny dom. Nie musiałabym przyjmować go w naszym. Robiłam mu ogród, nawiasem
mówiąc. Na tym też zarobiłam trochę pieniędzy. Posłuchaj mnie teraz. Idz do pani Zuzi,
pogadaj z nią, niech ona ci doradzi, czy jechać do sanatorium, czy nie. I podejmij decyzję.
Chciałam ci sprawić przyjemność, ale w tym układzie jest mi wszystko jedno, co z tym
zrobisz. Powiesz mi, co zdecydowałaś. A ja wychodzę. Idę do Marceliny, obiecałam jej zrobić
zakupy. Aha, ty już jadłaś obiad, prawda? To ja wezmę te naleśniki do odgrzania, dobrze?
- Ty masz jakąś dziwną pracę - krzyknęła za nią niestrudzona matka. - W ciągu dnia
możesz sobie wychodzić!
Michalina nie słuchała. Matka nie mogła tego wiedzieć, ale sporo ją to kosztowało.
Starała się jednak trzymać pion - zgodnie z sugestiami pewnego rudzielca, który nie zdobył
sobie, niestety, zaufania pani Bożeny.
*
Marcelina nakarmiła Krzysię, pokołysała trochę w ramionach, a kiedy mała zasnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]