[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Już to wyjaśniłem. Rozumiem, że nic się panu nie stało?
- Nie.
Kilka siniaków i zadrapań to nic w porównaniu z tym, co mogłoby
się stać. Zimno mu się zrobiło na samą myśl.
- Wspaniale.
90
R S
Aatwo lokajowi mówić. To nie on spędził popołudnie, zastanawiając
się, jak naprawić cieknący dach, i nie on ukazał swoje nagie ciało kilku
zaskoczonym paniom.
Betsy nudziła się.
Ruckles przyniósł jej kolejny kufer z papierami i od tamtej pory się
nie pojawił. Uznała, że w dawnych wiekach Anglicy musieli mieć
mnóstwo wolnego czasu. Od czytania drobnego, wypłowiałego pisma w
siedemnastowiecznych listach rozbolały ją oczy. Przeczytała o krótkim
pobycie w Longley Olivera Cromwella. Dowiedziała się o dziełach sztuki
nabytych podczas podróży czwartego lorda na kontynent. Przeczytała o
zbiorach, małżeństwach, narodzinach i zgonach. Nie znalazła jednak
żadnej wzmianki o meblach ani o tej najważniejszej wizycie.
Nie miała do kogo otworzyć ust. Sam wpadł dwa razy przed
obiadem, ale od tamtej pory więcej się nie pojawił. Lady Elizabeth też
zajrzała tylko na krótką pogawędkę po powrocie z przejażdżki po okolicy.
Betsy podeszła do okna i zachwyciła się czystym, błękitnym niebem. Dużo
by dała, żeby zobaczyć dom, w którym mieszkała Jane Austen, ale
pocieszała się, że będzie na to czas, kiedy Sam i Elizabeth już się pobiorą.
Była zaproszona na herbatę w starej kuchni. Oczywiście, gdyby
czuła się na siłach. Przed obiadem planowano obejrzenie skarbca, a po
obiedzie miał wystąpić miejscowy chór. Peggie, która wpadła na chwilkę,
zdradziła jej, że na obiad będzie zapiekanka z kurczaka i trzy rodzaje
deserów.
Betsy wygramoliła się z łóżka i wykonała kilka podskoków. Nadal
nie wiedziała niczego nowego o łożu królowej, ale za to całkiem sporo o
książce Rucklesa. Facet był dokładnym kronikarzem, ale brak mu było
odrobiny fantazji, która uatrakcyjniłaby jego książkę. Betsy przeczytała
91
R S
dwa pierwsze rozdziały i wiedziała, że trzeba będzie je ożywić. Inaczej
czytelnik po dziesięciu minutach zaśnie.
Robiła właśnie trzynastą pompkę, kiedy usłyszała w holu jakieś
kroki. Z nadzieją, że może ktoś ze znudzonych gości zechce dotrzymać jej
towarzystwa, otworzyła drzwi. Korytarzem szło kilka bardzo
zaaferowanych pań.
- Witam! - zawołała i zaprosiła je do środka. - Zabłądziły panie?
- Peggie prowadzi nas do biblioteki na herbatę.
- Myślałam, że podwieczorek będzie podany w starej kuchni.
Gotowa na dłuższe pogwarki, Betsy szybko wróciła do łóżka.
- Owszem, ale... - zaczęła jedna z pań, ale zawstydzona, przerwała.
- Może przyniosę herbatę tutaj i panie złożą pani Martin krótką
wizytę? - zaproponowała pokojówka.
- Wspaniale - ucieszyła się Betsy. - Co się stało? - Wyraznie
zainteresowana, zwróciła się do gości.
- Lord Longford miał mały wypadek - wyjaśniła jedna z pań. -
Przeleciał przez sufit w kuchni.
- Co takiego?
- Przeleciał przez sufit. No, nie do końca. Jego nogi były w kuchni, a
reszta...
- Reszta była na górze - dokończyła inna pani. - Zdaje się, że był na
trzecim piętrze, bo sufit w tej kuchni jest bardzo wysoki. Brał chyba
prysznic. Wie pani, jak mężczyzni lubią śpiewać podczas kąpieli.
Betsy odrzuciła kołdrę. Postanowiła natychmiast sprawdzić, czy z
synem wszystko w porządku.
- Gdzie on jest?
92
R S
- Nic mu się nie stało - uspokoiła ją srebrnowłosa dama. - Tak mówił
Ruckles.
- Jak zobaczę, to uwierzę - mruknęła Betsy, ale pozostała w łóżku.
- Pewnie się teraz ubiera.
- Brał prysznic?
- Tak zrozumiałyśmy.
- To znaczy, że był wtedy nagi? Panie skinęły głowami.
- I była z nim lady Elizabeth? Znów kiwnięcie.
- Wspaniale - westchnęła Betsy i opadła na poduszki. - Absolutnie
wspaniale. Czy chciałyby panie usłyszeć o moich historycznych
poszukiwaniach?
Straciła rozum, straciła cierpliwość i straciła gości. Tak
podsumowała swoją sytuację Elizabeth. Była sama w zupełnie pustej
bibliotece. Oświetlał ją tylko płonący na kominku ogień. Nalała sobie
kieliszek sherry i usiadła w skórzanym fotelu dziadka, by zastanowić się
nad swoją przyszłością.
Przyszłość to bardzo niepewna rzecz. Podobnie jak małżeństwo,
spadek i kaprysy bardzo konserwatywnej rady powierniczej. Przyszłości
można się bać albo ją planować. I trzeba uważać, bo los lubi płatać figle.
Mąż sobie poszedł, spadek okazał się obłożony mnóstwem zastrzeżeń, a
grupa wszechwładnych staruszków decydowała o każdym szylingu
wydanym na remont domu, który najchętniej po prostu by sprzedali.
Elizabeth upiła duży łyk sherry i wyciągnęła nogi w stronę ognia.
Samotność działa jak lekarstwo, podobnie jak alkohol. Może goście po
prostu zabłądzili. Albo też wpadli w jakąś dziurę i wołają o pomoc.
93
R S
Niech sobie wołają. Ma teraz na sobie świeże spodnie i czystą, białą
bluzkę, jest jej dobrze, popija sobie sherry, a goście pewnie piją herbatę w
jadalni. Ruckles na pewno zle zrozumiał jej polecenie. Powinna ich
poszukać.
Kiedy usłyszała w holu jakieś szybkie kroki, od razu wiedziała, do
kogo należą. A niech go diabli!
- Nie ma podwieczorku?
Mogła się domyślić, że ją znajdzie. Ponieważ był ostatnią osobą, jaką
miała ochotę widzieć, nawet się nie odwróciła, żeby zaprosić go do środka.
- Tutaj nie, ale gdzieś chyba powinien być.
Sam jednak wszedł do biblioteki i podszedł do służącego za barek
stolika.
- W takim razie wezmę whisky.
- Poczęstuj się.
Zrobił to nawet bez zachęty. A potem usiadł w fotelu obok.
- Nie zapytasz, jak się miewam?
- Nie. Jestem pewna, że dobrze. Tacy jak ty nigdy nie narzekają na
samopoczucie.
- Tacy jak ja? To znaczy jacy? Tacy, którzy podróżują z matką?
Którzy noszą śmieszne stroje i przydeptają damskie suknie? Którzy
spadają goli z sufitu. Któ...
- Oj, przestań. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Wolałbym, żebyś ty mi powiedziała - rzekł nagle poważnym
tonem.
- Sam dobrze wiesz. Jesteś mężczyzną.
- Rozumiem - westchnął. - Twój były mąż jest draniem, tak? To on
miał tu być w ten weekend.
94
R S
- Anthony. Tak. Jest moim kuzynem. Bardzo dalekim, ale jako
jedyny męski potomek rodu po śmierci mojego dziadka odziedziczył tytuł.
Mój ojciec był jedynakiem i zmarł, kiedy miałam dwa lata.
- A ty wyszłaś za kuzyna Anthony'ego, żeby zatrzymać posiadłość?
- Niezupełnie. - Oczywiście, wszyscy tak myśleli. - Majątek stał się
własnością funduszu powierniczego, który ustanowił mój dziadek dla
uniknięcia wysokich podatków spadkowych. Jego członkowie, choć
niezbyt chętnie, wyznaczyli mnie jego opiekunką. Mogę tu mieszkać -
wraz z dziećmi i wnukami - dopóki Longley będzie przynosiło pewien do-
chód. Podkochiwałam się w Anthonym od lat. Nigdy nie zrozumiałam,
czemu się ze mną ożenił.
- Powiedziałbym, że to oczywiste. Elizabeth pokręciła głową.
- Chyba było mu mnie żal. Moja matka umarła, kiedy miałam
dwanaście lat, i wychowywał mnie w tym domu dziadek. Nie byłam
ładnym dzieckiem. I nie ma tu wcale tak wiele pieniędzy. W każdym razie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]