[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Proszę tylko o dwanaście miesięcy. Do tej pory prawdopodobnie będę mógł już odkupić twoje
udziały i będziemy wiedzieli, kto jest ojcem dziecka. Bez względu na kwestie rodzicielstwa,
założę dla dziecka fundusz, kiedy się rozwiedziemy. Przynajmniej rok zajmie załatwienie
wszystkich kwestii związanych z majątkiem Jacoba. W tym czasie będziesz miała najlepszą
opiekę medyczną i dach nad głową.
- Nie wiem, o co mnie prosisz - szepnęła, patrząc na niego z niepokojem.
- Rozumiem, że wciąż kochasz Jacoba. Nie chcę go zastąpić. Chcę go pamiętać, tak samo jak ty.
Objęła się rękami w pasie i odwróciła. Jej napięte plecy wyraznie wskazywały odmowę.
- W Karolinie Północnej nie wymagają testów krwi ani długiego czekania, ale będziemy musieli
zwrócić się o pozwolenie. Cała papierkowa robota powinna zająć około tygodnia. Będę
potrzebował twojego świadectwa urodzenia.
Rzuciła mu przerażone spojrzenie ponad ramieniem.
- Prawie skończyłem odnawiać pokoje u mnie w domu. Będziesz miała do swojej dyspozycji
sypialnię z łazienką i przyległy pokój dzienny.
- Małżeństwo bez miłości to żałosne małżeństwo.
Wyraz zaszczutego zwierzęcia w jej oczach sprawił, że napiął wszystkie mięśnie.
Otrząsnął się jednak ze współczucia i podniósł leżący na wierzchu list.
- Bank rozpoczął już przeciwko tobie postępowanie. Spłaty rat są opóznione o sześćdziesiąt dni.
Zmierć Jacoba może dać ci trochę czasu, ale niewiele. Gdzie się podziejesz?
Prawie nie słyszał jej westchnięcia, ale bladość jej skóry była trudna do przeoczenia.
- Nie miałeś prawa czytać mojej korespondencji.
Nie chciał zaglądać do jej listów, ale była w łazience przez najdłuższe trzynaście minut i
dwadzieścia sekund w jego życiu, a czerwony napis na kopercie przyciągnął jego wzrok z
drugiego końca pokoju.
Jak Jacob mógł pozwolić na to, żeby rachunki nie były płacone przez dwa miesiące? Czy
Bella zaciągnęła tak duży debet na karcie kredytowej, że nie mieli pieniędzy na opłaty? Pytania
tłoczyły się w jego głowie, ale nie wypowiadał ich na głos. Zaatakowanie jej w takiej chwili,
byłoby jak zaatakowanie bezbronnego kociaka.
Chwycił ją za ramiona i poczekał, aż spojrzy mu w twarz.
- Czy wolałabyś, żeby mi nie zależało? Czy chcesz, żebym stąd wyszedł i pozwolił bankowi na
wyrzucenie ciebie i twojego dziecka na ulicę?
Nie mógłby tego zrobić, ale ona mogła o tym nie wiedzieć.
Napięcie w jej mięśniach powoli znikło, ustępując miejsca zmęczeniu. Wyglądała na
wyczerpaną, delikatną i bliską łez. Chciał ją przytulić i obiecać, że wszystko będzie dobrze, ale nie
mógł tego zrobić. Nie mógł zagwarantować, że złapie tego drania, który okradał jego firmę.
- Nie. Ja tylko... Nie sądzę, żebym mogła ciebie poślubić.
Nawet bez obietnicy, którą dał swojej matce, chciałby zaopiekować się Bellą i dzieckiem,
które w niej rosło. Miał dziwne pragnienie patrzenia, jak jej brzuch rośnie i jak dziecko Cullenów
- czyjekolwiek by ono było - rozwija się w jej wnętrzu.
- Widziałaś podwórko za moim domem, Bello. Jest ogromne. Postawimy tam huśtawkę i
piaskownicę, a ty będziesz miała miejsce na ogródek warzywny, który zawsze chciałaś mieć.
Isabello... wyjdz za mnie i pozwól mi stworzyć dom dla ciebie i twojego dziecka.
Usiadła na brzegu łóżka i ukryła twarz w dłoniach. Czy mogła zaufać kolejnemu
mężczyznie? I to temu, który znienawidziłby ją, gdyby wiedział, że to ona sprawiła, że jego brat
wyszedł tej nocy z domu? Nie, nie spowodowała śmierci Jacoba, ale przyczyniła się do niej.
Zakochiwała się w Edwardzie wtedy, cztery i pół roku temu, kiedy wyjechał w służbową
podróż. Nie trzeba było wyższego wykształcenia, żeby domyślić się, co to znaczy, kiedy
mężczyzna wyjeżdża z miasta bez pożegnania i nawet nie zadzwoni ani nie napisze. Nie chciał jej.
Uważał, że nie jest wystarczająco dobra... Tak jak uważał Jacob i jej ojciec.
Edward opadł na kolana przed nią i chwycił jej zimne dłonie. Spojrzał jej w oczy pewnym,
spokojnym wzrokiem.
- Bello, będę kochał to dziecko jak własne, bez względu na to, kto jest jego ojcem.
Chciała wierzyć w uczciwe spojrzenie jego oczu, ale Jacob oszukał ją fałszywą szczerością
tyle razy, że nie polegała już na swoim osądzie. Spojrzała na obrączkę, potem na stos rachunków
i poczuła, że sytuacja ją przerasta.
Do chwili, kiedy umieściła nekrolog w gazecie, nie miała pojęcia, ilu odziedziczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]