[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dłonie, rozsunął szeroko palce i zmrużył oczy. Fala energii pomknęła ulicą, spotęgowana ograniczającymi
jaz obu stron ścianami budynków. Szyby w oknach sklepów rozprysły się ha tysiące kryształowych drobin,
transporter arbitratorów jęknął metalicznie, kołysząc się na resorach. Stojący za inkwizytorem policjanci
upadli na plecy, potoczyli się po ulicy ze zdławionymi okrzykami, gubiąc hełmy i broń. Kilka strzelb
wypaliło samoczynnie. Mężczyzna w czerni nawet nie drgnął, tylko jego naelektryzowane włosy uniosły
się w górę.
Inkwizytor poruszył lewą dłonią, jakby strzepywał z niej popiół. Ryk wichru natychmiast umilkł, chmury
kolorowych śmieci i kawałków papieru opadły na chodnik, przykrywając szczątki szyb. Przerażeni
arbitratorzy podnosili się na nogi, klnąc przy tym plugawię i szukając automatów.
- Brawo, Lev. Bardzo efektowna sztuczka, bardzo widowiskowa - mężczyzna zaklaskał ironicznie.
Sermon zagryzł wargi, kręcąc gorączkowo głową. Zmierzył wzrokiem odległość do najbliższej rozbitej
witryny sklepowej. O jedną serię z automatu za daleko. Inkwizytor uśmiechnął się z pobłażaniem, jakby
czytał w myślach zbiega.
- Nie ma ucieczki, Lev. Tylko śmierć albo kapitulacja.
- Zatem na jedno wychodzi - Sermon poczuł rosnącą furię. Ten uśmiech, ten przeklęty drwiący uśmiech
na ustach inkwizytora doprowadzał go do szału. Nemezis w czarnej kurtce Sprawiała wrażenie myśliwego,
patrzącego na złapaną we wnyki ofiarę. Choćby miał umrzeć, zetrze mu ten uśmiech z twarzy!
Nawet nie poczuł krwi cieknącej z przygryzionych ust. Jego umysł zapłonął ponownie bolesnym
światłem, zdającym się spopielać neurony. Krzyknął przeciągle i wycelował czubki palców w postać
inkwizytora. Na paznokciach zaczęły tańczyć białoniebieskie płomyki czystej mocy. Krzyknął jeszcze
głośniej i uwolnił wypełniającą wnętrze głowy energię.
Inkwizytor nie miał prawa tego przeżyć! Nikt nie mógł przetrwać uderzenia psionicznej energii o
potencjale zdolnym odesłać do Immaterium demona!
Sermon upadł na kolana i wlepił załzawione oczy w chwiejącą się na nogach postać mężczyzny w
czarnej kurtce. Aowca czarownic postąpił kilka kroków do przodu, osunął się na jedno kolano, podniósł
ponownie. Po jego twarzy ściekały wielkie krople potu, z nozdrzy sączyła się strużka krwi.
- Dość tego, Lev! - krzyknął zdławionym głosem. - Zrobiłeś coś, czego bardzo nie lubię.
Sermon nawet nie zauważył gestu inkwizytora. Coś uderzyło go w splot słoneczny ż siłą
pneumatycznego młota, uniosło w powietrze i cisnęło o chodnik. Krzyknął z bólu, bardziej słysząc niż
czując łamane żebra. W głowie mu dzwoniło, ale zacisnął szczęki i podniósł się na kolana. Przez łzy
dostrzegł zbliżającego się szybkim krokiem inkwizytora. Podniósł zakrwawione dłonie do skroni w
rozpaczliwej próbie postawienia mentalnej blokady, ale łowca nie miał zamiaru powtarzać psionicznego
uderzenia. Wymierzony ciężkim butem kopniak posłał zbiega pod ścianę sklepu, drugi połamał mu palce
lewej dłoni. Sermon zwinął się w kłębek, próbując osłonić przed ciosami głowę.
- Boli cię, Lev? - wydyszał inkwizytor. - To dobrze. Ból oczyszcza duszę, uczy pokory i posłuszeństwa.
Kolejne kopnięcie omal nie złamało mu karku. Z gardła Sermona wydarł się zdławiony szloch.
- Czy chcesz umrzeć, Lev? - Inkwizytor pochylił się nad nim chwiejnie, wyczerpany mentalną blokadą. -
Czy naprawdę tak bardzo zależy ci na śmierci? Odpowiedz!
Sermon pokręcił przecząco głową, splunął na chodnik krwawą flegmą. Nie zdołał wykrztusić słowa.
- Za to, co mi zrobiłeś, mógłbym cię teraz zatłuc jak psa, powoli i boleśnie. Jestem jednak
wspaniałomyślnym człowiekiem. Dostaniesz jeszcze jedną szansę, ale nie wolno ci zawieść moich
oczekiwań. Rozumiesz?
- T... ttt... tak...
- Będę wobec ciebie szczery, nieszczęsny przyjacielu. Od kilku lat poszukuję sukcesora. Ucznia. Tylko
dlatego jeszcze żyjesz. Jesteś mordercą, egoistą i posiadasz szczątkowy instynkt samozachowawczy, a przy
tym władasz mocą w sposób, jakiego mogą ci pozazdrościć licencjonowani mentaci. Jeśli zdołasz narzucić
sobie żelazną dyscyplinę i całkowite oddanie służbie Imperium oraz bezgraniczne .posłuszeństwo wobec
moich rozkazów, być może uratujesz swoją biedną duszę. Wiem, co stało się w habitacie 14B/7, Lev. Nikt
z posiadających Dar nie zdoła uciec przed takim losem, jeśli nie przejdzie odpowiedniego treningu. Fakt, że
pokonałeś istotę zrodzoną w warpie budzi mój podziw, ale to tylko odwlekło nieuniknione. Oni upomną się
o ciebie ponownie, Lev, a ja nie mogę na to pozwolić. Albo przyjmiesz moją propozycję, z wszystkimi jej
konsekwencjami i obowiązkami, albo umrzesz na tej brudnej ulicy. Zabiję cię bez wyrzutów sumienia.
Wybieraj.
- Z... zz... zgoda...
- Słuszna decyzja, chłopcze. Ciało można szybko uleczyć, z biegiem czasu również duszę, choć pochłonie
to wiele cierpień i wyrzeczeń. Wierzę, że podołasz temu wyzwaniu. Rodząc się otrzymałeś
błogosławieństwo piekieł, ale ja nawrócę cię na drogę czystości. Witaj wśród wybrańców Imperatora, Lev.
Krzysztof Bujara [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl