[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu drżeć i wyrównał się oddech, wrócił do domu, gdzie
przeżył kolejną bezsenną noc. Tym razem brakowało mu
już energii, by krążyć po pokoju. Siedział w fotelu,
pozwalając, by noc zamknęła się wokół niego. W piątek
wyglądał jak upiór i czuł się jak upiór, ale zupełnie się tym
nie przejmował.
Właściwie niczym się nie przejmował.
Gdy przybył na plac budowy bałwana, wzburzył go widok
dzieci. Kilkoro było w wieku Patricka, gdyby żył. Były też
w wieku Davida. Uwagę Connora zwrócił jeden z
jasnowłosych chłopców. Tak bardzo przypominał Davida,
że budził lęk.
Pojutrze mieli z Katy odnowić ślubną przysięgę. Teraz nie
będzie ceremonii i musiał przyznać, że to jego wina. Ale
czego wszyscy od niego chcą? Czego on sam chce od
siebie?
- Hej, Connor, dobrze się czujesz?
Spojrzał na kolegę przekrwionymi, zmęczonymi oczami.
- Tak, w porządku. Zrobiłeś te zdjęcia?
- Zrobiłem. A ty masz tekst?
146 MILCZENIE ANIOAW
- Mam. Jedziemy.
Fotograf był własnym wozem i teraz wyjechał na
oblodzoną ulicę. Connor ruszył za nim w bezpiecznej
odległości. Rozdzielili się gdzieś po drodze do redakcji.
Nagle Connor dostrzegł przed sobą bramę cmentarza i
zrozumiał, że to przeznaczenie. Z jakichś obłąkanych
powodów, których nie umiał wyjaśnić, wydawało mu się,
że coś go tu ciągnie. %7łe słyszy wołanie syna.
A może słyszał anioły.
Zwiat za żelazną bramą był cichy i przytłumiony. Wszystko
wyglądało tak spokojnie... nie chaotycznie, nie jakby miało
rozpaść się na części. Stąpając po głębokim białym puchu,
Connor ruszył do znajomego grobu. Mógłby go minąć,
gdyby nie pomnik i anioły. Zatrzymał się pod nagim
wiązem i spojrzał na granitowe postacie.
Milczały jak zwykle.
Odwrócił głowę, szukając we wspomnieniach wizerunku
Patricka. Widział syna jako niemowlę, widział go w
ramionach Katy, widział w szpitalu, podłączonego do
ponuro wyglądających rurek i przewodów. Cofnął się przed
ostatnim obrazem. Budził poczucie lęku i bezradności.
Budził poczucie, że zaraz rozsadzi go pustka.
Dlaczego ta nicość nie chce go opuścić?
Cisza.
%7ładnej odpowiedzi.
Do diabła, nigdy nie było odpowiedzi! Na przykład,
dlaczego jego syn musiał umrzeć? Dlaczego on nie mógł
tego powstrzymać? Dlaczego nie potrafił ulżyć mu w
chwili śmierci? Ale nic nie mógł zrobić, tylko patrzeć i
czekać. Obie te rzeczy były najokrutniejszą z tortur.
Dlatego uciekł. Nie potrafił trzymać bezwładnej dłoni syna.
Nie mógł znieść widoku cierpienia na jego twarzy. Nie
potrafił słuchać odgłosów śmierci.
MILCZENIE ANIOAW 147
Connor uśmiechnął się z pogardą dla samego siebie. Tak,
uciekł; w pośpiechu, nie oglądając się. To prawda, że Katy
odepchnęła go, pochłonięta własną rozpaczą. Lecz dała mu
także doskonały pretekst, tak potrzebny, by nie patrzeć i nie
czekać.
A teraz nadal uciekał.
Tym razem uciekał przed miłością do Davida. Na samą
myśl o chłopcu ogarnęła go fala poczucia winy. Jak mógł
nawet myśleć o tym, by inne dziecko nazywać synem? To
pytanie wypełniło mu serce bólem i zamętem.
Zamknął oczy.
Czy będzie miał dość odwagi, by przerwać ucieczkę?
Czy będzie miał dość odwagi, by znów pokochać?
Odpowiedzią była cisza.
Ta cholerna cisza!
Otwierając oczy, pogodził się z tym, co wiedział już od
dawna. Nigdy nie uzyska odpowiedzi na te pytania. Jego
przeznaczeniem było już zawsze opłakiwać syna, już
zawsze uciekać, już zawsze...
Znieruchomiał, dostrzegając ślad zieleni u stóp jednego ze
skrzydlatych aniołów. Przedtem nic tu nie było. Connor był
tego pewien. Uniósł głowę i spojrzał na nagie gałęzie
drzewa. To musiało spaść z góry. Ale co to mogło być? Co
jest zielone o tej porze roku?
Jemioła.
Odpowiedz uderzyła go z mocą mowy aniołów. Serce
zabiło szybko, gdy podnosił pokrytą jagodami gałązkę.
Tak, to była jemioła, zielona i pełna życia w miejscu i
czasie tak wypełnionym śmiercią. Czy możliwe, że to
anioły mówiły mu, by przerwał ucieczkę, by zebrał się na
odwagę i pokochał znowu? Czy możliwe, że anioły mówiły
do niego już dawno, lecz on niczego nie słyszał wśród
straszliwego huku własnego cierpienia?
148 MILCZENIE ANIOAW
Pomyślał o Davidzie: o tym, jak chłopiec zaczął mu ufać,
jak wtulił twarz w jego ramię, jak przestraszony fllniem
schronił się na jego kolanach. To nie mógł być przypadek,
że anioły przemówiły poprzez jemiołę.
Ale jak miał nazwać uczucie, które wzbierało mu w sercu?
Miłością. Kochał Davida tak, jak kochał i zawsze będzie
kochać swego syna.
Pustka w jego wnętrzu eksplodowała. Ogarnęły go
dziesiątki wrażeń, poczuł się żywy, wolny, poczuł wilgoć
na policzku.
Wilgoć?
Azy?
Tak, łzy, potwierdziły czubki palców.
Nadszedł długo oczekiwany płacz.
ROZDZIAA JEDENASTY
Sześć tygodni pózniej, w piątek, pod koniec lutego, Connor [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl