[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powrotem motykę. - Przecież Cade ma dopiero pięć lat.
Przypomniało jej się, że miała właśnie pięć lat, kiedy odrzuciła
imię i nazwisko, jakie wymyślili dla niej urzędnicy. Oczywiście, i tak
wołano na nią tym imieniem, chociaż wcale jej się nie podobało.
Hannah Jones". Mając dziesięć lat, ostatecznie pozbyła się
niechcianej tożsamości. Wymyśliła, że odtąd będzie nazywać się
Linsey Blair i poradzi sobie ze wszystkim. Jej ulubiona nauczycielka,
124
RS
zakonnica, pomogła jej załatwić sprawę formalnie, ale to Linsey
podjęła decyzję, jak ma się nazywać.
Rozmyślając, nie zwróciła uwagi, że w powietrzu panuje
nienaturalna cisza i że szybko robi się coraz goręcej. I zaczyna wiać,
najpierw słabymi podmuchami, a potem silniej. Do rzeczywistości
przywołał ją dopiero tętent kopyt. Podniosła wzrok i zobaczyła Diabla
i jezdzca. Za nimi niebo było ciemnoszare, niewyrazne; kłębiły się na
nim jakieś dziwne żółtawe chmury.
- Lincoln! - zawołała, przestraszona. - Co to jest?!
- Tornado.
Skoczyła ku niemu. Wciągnął ją na konia. Ruszyli, nie
zwlekając.
- Cade! - krzyknęła z lękiem.
- Cade jest bezpieczny.
Nastąpił silny podmuch wiatru. Wiatr tak świstał, że trudno było
rozmawiać.
- Nie trzeba zabezpieczyć domu? - spytała.
- Nie ma czasu. Wir dotknął ziemi. Zbliża się ku nam.
Złapała się mocniej Lincolna i nie próbowała już nic mówić.
Diablo przeszedł w galop. Nie wiedziała, dokąd jadą, ale rozumiała,
dlaczego Lincoln nie przyjechał po nią samochodem. Przeskakiwali
płoty, lawirowali między drzewami. Podmuchy wichru cały czas się
wzmagały, temperatura zaczęła gwałtownie spadać. Niebo zrobiło się
czarne.
125
RS
Zatrzymali się gdzieś i zsiedli. Wiatr napierał teraz ze
złowieszczą, narastającą siłą. Lincoln poprowadził Linsey i konia w
jakieś zagłębienie.
- To resztki starego domu! - krzyknął, przyciskając niemal usta
do jej ucha. - Z tyłu jest piwnica, w lewym tylnym rogu dawnej
kuchni!
Biegli truchtem; Lincoln kierował nią lekko. W pobliżu trzasnęła
złamana gałąz. Kiedy zbliżyli się do drugiego końca ruin, Lincoln
zawołał:
- Zaczekaj! - po czym wyjął z kieszeni szal i zawiązał koniowi
oczy. Pózniej ściągnął mu siodło i położył konia na boku. Spętał go.
Następnie zaczął rozgarniać warstwy starych liści. Odnalazł klapę.
Wytężył się, ale nie chciała dać się unieść. Linsey przemieściła się z
trudem parę kroków, przykucnęła i zaczęła pomagać Lincolnowi.
Klapa drgnęła i zaczęła się podnosić.
- Dasz radę wrzucić do środka siodło?! - zawołał. Skinęła głową.
Udało jej się jakoś.
- Co będzie z Diabłem?! - krzyknęła.
- Nic więcej nie możemy dla niego zrobić! Schodzimy! Nie ma
czasu! Stoisz przy schodach! - Nagle runęła ulewa. Przemokli do nitki
w ciągu trzech sekund. - Słuchaj! Zejdz, a potem zablokuj klapę
siodłem! Zrób to dobrze, bo jak się zatrzaśnie, możemy się stąd już
nigdy nie wydostać! - wołał jej w ucho Lincoln.
Gdy zeszła, zablokowali klapę, Lincoln wślizgnął się do
piwnicy. Linsey dziękowała Bogu, że udało im się schować, i modliła
się, żeby w środku nie było węży. Wtem trąba powietrzna uderzyła.
126
RS
Rozległ się straszliwy łoskot gruchotanych i wyrywanych z
korzeniami drzew. Ryk żywiołu zagłuszał wszystko. Zdawało się, że
ciężka, stalowa klapa wygnie się na siodle w pałąk. Z trzaskiem
pękającego metalu oderwała się i odleciała w powietrze.
Lincoln i Linsey leżeli na wilgotnej, kamiennej podłodze,
przyciśnięci do siebie. Teraz Lincoln osłonił Linsey ciałem, żeby
przyjąć na siebie ewentualne uderzenia porwanymi przez wicher
przedmiotami. Ryzykował życie, aby ochronić ją - ponieważ ją
kochał.
W tej straszliwej sytuacji Linsey zdała sobie nagle sprawę, jak
dojrzale zachowywał się Lincoln względem niej i Cade'a. Nie zbliżał
się do niej za szybko, żeby nie zranić dziecka. Teraz, z miłości do
niego, był gotów pozwolić im obojgu wyjechać. A ona - ona
postępowała jak tchórz!
Nieoczekiwanie huragan ucichł. Tornado przeszło.
- Udało się, Lincolnie! - zawołała. - Znowu przeżyliśmy, tak
samo jak podczas pożaru!
Nie odpowiadał. Wydostała się spod niego i zobaczyła, że jest
zakrwawiona, a on - nieprzytomny. To była krew Lincolna. Nerwowo
zaczęła szukać na jego ciele ran. Miał tylko parę niewielkich zadrapań
- i ranę w głowie.
- Boże! - jęknęła. - Muszę szybko sprowadzić pomoc.
Zawołała na Diabla. Odezwał się. Wybiegła na górę,
przełamując chęć pozostania przy Lincolnie, i podbiegła do konia,
mijając połamane, pozbawione liści gałęzie. Ogier miał tylko kilka
zadrapań. Rozwiązała go. Wstał z trudem, wysuwając naprzód jedną
127
RS
nogę. Kulał. Powstrzymała panikę - panika nie pomoże Lincolnowi.
Próbowała zorientować się, gdzie jest, i zdecydować, czy iść piechotą
w poszukiwaniu pomocy, czy zostać przy rannym. Nagle usłyszała
znajome głosy.
- Tutaj! - zawołała. - Tutaj!
Wkrótce byli przy niej Adams, Jackson, Jefferson i Cullen.
Bracia upewnili się, że nie jest ranna, i natychmiast zajęli się
Lincolnem.
- Nic mu nie będzie! - zawołał Jackson. Podszedł i położył dłoń
na ramieniu Linsey. - Widzę, że nic mu nie będzie. Dostał znowu w
głowę, ale Cooper sobie poradzi - trajkotał, uśmiechając się. - Będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]