[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dy przyjdzie do mnie, a zrobi to - upierał się ochrypłym gło
sem - chcę, żeby zrobiła to bez zastrzeżeń.
- A jeśli nie przyjdzie? - spytał spokojnie David.
- Wtedy będę musiał ją porwać, pożeglować gdzieś daleko
i trzymać na łodzi, dopóki nie zmieni zdania.
Obaj mężczyzni roześmieli się, ale nie był to wesoły śmiech.
Alanna czekała na Mitcha w domu. Znalazł ją w oranże
rii. Jedno spojrzenie na jej bladą twarz, sińce pod oczami,
drżące ręce powiedziało mu wszystko, co chciał wiedzieć.
Najwidoczniej żona nie uznała jego przyjazdu za powód do
radości.
- Dobrze się czujesz?
- To chyba ja powinnam ci zadać to pytanie.
Machnął ręką.
- Czuję się świetnie. W telewizji nalegali, żebym dał się po
nownie zbadać. Lekarze stwierdzili, że jestem zdrowy jak muł.
- Chyba mówi się, że ktoś jest zdrowy jak koń i uparty jak
muł - uśmiechnęła się Alanna.
- Oni też tak mówili. - Choć usiłował być niefrasobliwy,
napięcie wisiało nad nimi jak poranna mgła.
- Wyjechałabym po ciebie na lotnisko, ale nie mówiłeś,
o której przylecisz.
- Nie szkodzi. Sieć wysiliła się na limuzynę. - Mitch
usiadł obok i otoczył ją ramieniem. Choć lekko zesztywniała,
nie odwróciła się, co uznał za dobry znak.
182 " TEN TRZECI
- Czas, byśmy porozmawiali - zauważył.
- Tak - skinęła głową Alanna, z sercem w gardle.
Sam niedorzecznie zdenerwowany, Mitch bawił się końca
mi jej włosów. Nagle przypomniał sobie ich jedwabisty dotyk
na swojej piersi, gdy się kochali.
- Powierzono mi nowe zadanie.
- Tak? - Alanna spojrzała na niego z ciekawością. - A co
z książką?
Uśmiech drgnął w kąciku jego warg.
- Znasz mnie, Allie. Nie byłbym w stanie spędzić roku,
czy ile by było trzeba, nad maszyną do pisania.
Bojowniczka o prawa zakładników chwilowo wzięła górę
nad żoną, która nie spała całą noc, próbując zdobyć się na
odwagę powiedzenia mężowi, że kocha innego mężczyznę.
- Ale ta historia musi zostać opowiedziana - upierała się.
- Nie byłeś wyjątkiem, Mitch. Są inni, którzy potrzebują two
jej pomocy. Naszej pomocy.
W jej oczach dostrzegł tę samą namiętność, jaką miał dla
swojej pracy. Tę samą, którą kiedyś rezerwowała wyłącznie
dla niego.
- Nie martw się, kochanie - powiedział. - Nie zamierzam
uchylać się od swoich obowiązków.
Odetchnął głęboko na myśl o zakładnikach, których spot
kał w niewoli. Mężczyznach, którzy uchronili go przed sza
leństwem.
- Nie jestem taki samolubny, jak myślisz. Rozumiem, że
jestem coś dłużny innym. Obiecuję ci, Allie, że nowe zadanie
nie przeszkodzi mi w pisaniu książki.
- Zaproponowali ci pracę prezentera - zgadywała.
- Tak. A ja odmówiłem.
- Znowu?
- Znowu - potwierdził. - Znasz mnie, Allie. Zwariował
bym, siedząc za biurkiem.
TEN TRZECI " 183
To była prawda. Jakaś część jego natury, ta, która pragnęła
domu, żony i rodziny, chciałaby, żeby tak nie było. Ale druga,
silniejsza, gnała go na koniec świata. I choć marzył o tym,
żeby znów byli razem, na myśl o pozostawaniu w jednym
miejscu, nawet tak uroczym jak San Francisco, w tak dosko
nałym domu, był bliski klaustrofobii.
Wziął kolejny głęboki oddech, a potem zadał pytanie, któ
re odkładał stanowczo zbyt długo.
- Nie pojedziesz ze mną tym razem, prawda, Allie?
Wiedziała, że ta chwila nastąpi. Nie spodziewała się, że
okaże się tak bolesna.
- Nie - wyszeptała, patrząc na własne dłonie. - Nie pojadę.
Nie był zaskoczony, ale jej odpowiedz zraniła go.
- Czy to z powodu Jonasa?
- Niezupełnie. Oczywiście w pewnym sensie, ale... - Na
gle dotarł do niej sens słów Mitcha. Spojrzała na niego zdzi
wiona. - Skąd wiedziałeś?
Mitch wzruszył ramionami.
- W końcu jestem rasowym reporterem, zapomniałaś? Nie
było trudno zauważyć, że moja żona zakochała się w kimś
innym.
- To nie było tak - usłyszała swój drżący głos. - Myśla
łam, że nie żyjesz, byłam sama przez tyle lat i wtedy pojawił
się Jonas i ja...
- Alanno - Mitch odgarnął jej włosy z twarzy i spojrzał
w smutne oczy - nie musisz nic wyjaśniać. Nie musisz też za
nic przepraszać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]