[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zajadając tandoori z kurczaka, dawny kolega z liceum wypytywał
ją, skąd się wzięła w Paryżu. Odpowiedz na to pytanie była prosta i
nie wymagała żadnego wybiegu. Thierry opowiadał o sobie: mieszka
na południu Francji, w Nicei, gdzie zajmuje się handlem. Ma już
trójkę dzieci. W rodzinie Marii, jego żony, wczesne zakładanie
rodziny było tradycją.
Lilian słuchała go i zastanawiała się nad swoim własnym życiem,
nad życiem brata, przyjaciół. To dziwne, ale do tej pory nawet nie
przyszło jej do głowy, żeby mieć dzieci. Wśród jej znajomych nikt
jeszcze nie znał rodzicielskiego stanu. Może jeszcze do tego nie
dojrzeli... Jedynie Maggie zdawała się być wystarczająco dorosła, by
podjąć przygodę z macierzyństwem. Ale z partnerem takim jak Alan
być może zabrakło jej odwagi.
Aby uniknąć rozmowy na swój temat, zapytała Thierry'ego o
pracę. Rodzina żony miała fabryczkę słodyczy pod Niceą. Wyrób
własny, ekologiczny. Na czasie i szło niezle. Wyjął z kieszeni
marynarki małe pomarańczowe, podłużne pudełko, udekorowane
rysunkami kwiatów i liści. Chciał rozszerzyć działalność. Brat Marii
zajął się rozprowadzaniem ekosłodyczy przez Internet; on sam
przyjeżdżał często do Paryża odwiedzić rodziców, więc postanowił
zakręcić się wśród nowo powstałych, modnych miejsc w stolicy.
Zupełnie przypadkowo wpadł na Popadom & Co.
Otworzył pudełko i zaprezentował jej zawartość: zestaw lizaków i
cukierków o geometrycznych kształtach w wesołych kolorach.
Każdego miesiąca pani Sharma upłynniała mu znaczną liczbę pudełek.
- Trudno jest wybrać między tyloma kształtami i kolorami -
wyjaśnił. - Ale zdradzę ci tajemnicę konesera: im bardziej
ekscentryczna forma, tym wyrazistszy smak.
Zaintrygowana widokiem sympatycznego pana Garnier amatora
kurczaka tandoori, w towarzystwie amerykańskiego artysty, do
którego zaczęła wzdychać jej córka, pani Sharma zbliżyła się do ich
stołu, aby zasięgnąć języka.
- Czy wszystko w porządku? - zapytała, zbierając ze stołu talerze.
- To niesamowite - rzekł Thierry. - Właśnie spotkałem kogoś, z
kim byłem w liceum.
- Zna pan Jamesa Allena?
Marszcząc brwi Thierry powtórzył: James Allen..." niepewnym
tonem. Spojrzał na Lilian i zdawało się, że dopiero teraz dociera do
niego jej wygląd. Zdziwienie odmalowało się na jego twarzy.
Wyjątkowość sytuacji dodała Jamesowi Allenowi tupetu.
Opowiedział pani Sharma, jak to kiedy razem chodzili do liceum
Montaigne, Thierry pisał wspaniałe wypracowania. Czy nadal pisze?
Ten ostatni zaczerwienił się nieco. Bajki. Nic jeszcze nie opublikował,
ale w sobotnie popołudnia udzielał się w kółku czytelniczym w
dzielnicowej bibliotece. Tam też zresztą poznał Marię.
Pani Sharma zaproponowała herbatę, którą Thierry zaakceptował
z przyjemnością.
- A lassi, czy mają panie lassi? - zapytał James Allen.
Też pytanie! Oczywiście. Różane lassi. Mirna wymyśliła również
nowy smak - owoc mango z ananasem. James Allen zdecydował się
spróbować tego specjału. Lilian zaś obserwowała oddalającą się panią
Sharma z bólem brzucha: nadszedł czas wyjaśnień.
- James Allen? - zapytał Thierry. - Cóż to za historia? Znowu
chcesz udawać brata? Wie o tym?
Lilian zawahała się, bo nie miała ochoty zwierzać się komuś, kto
właśnie przypomniał jej nieprzyjemny epizod, o którym wolałaby
zapomnieć. Ten głupi zakład - czy będzie miała odwagę podszyć się
pod brata na lekcji włoskiego - należał do przeszłości.
Thierry czekał na odpowiedz, więc zdecydowała się na
ujawnienie mu części prawdy.
Oczywiście, że Alan wiedział. Nigdy w życiu nie mogłaby
uzurpować sobie czyjejś tożsamości. Dlatego też przyjęła inne imię.
James Allen nie Alan. Coś jak pseudonim.
- A co na to inni? - zapytał z ciekawością Thierry. -
Wierzą ci?
Wierzyli w to, w co chcieli. James Allen wypił łyk
orzezwiającego lassi. Thierry powiedział, że on sam nie miał trudności
z rozpoznaniem jej. Miała plamkę na tęczówce lewego oka, a Alan
nie.
Zdziwiło ją, że pamięta takie szczegóły. Kolega z klasy brata nie
spuszczał z niej wzroku, chciał dowiedzieć się czegoś więcej o jej
transformacji. Wyjaśniła mu, że tak naprawdę to chodzi tu o inny
sposób ubierania się, bowiem w głębi duszy nadal czuła się kobietą.
Zmieszyło ją mówienie o sobie samej w rodzaju męskim i nie
docierało do niej, że James Allen" to on".
Oczywiście przykładała się do roli sumiennie. Stworzyła postać
Jamesa Allena i wcieliła się w nią, ale kreacja ta nie zastępowała
Lilian.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]