[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rów. To znaczy, o ile reprezentuje cię firma mojego taty.
- Ale moim zdaniem Luke to nie jest niewłaściwa osoba - wyjaś
niam mu cierpliwie. - Dla mnie. I nie twierdzę, że chcę wyjść za niego
za mąż już jutro. Nie jestem przecież idiotką. Chcę ułożyć sobie życie za
wodowe, zanim zacznę rodzić dzieci i tak dalej. I ja mu mówiłam, że to
całe nasze wspólne mieszkanie to tak na próbę. Myślę, że jeśli wszystko
dobrze się ułoży, to kiedy będę miała koło trzydziestki, miło byłoby mi
wyjść za mąż za Luke'a i już.
63
- No to chyba w porządku. Ale ja tylko mówię, że mnóstwo rze
czy może się wydarzyć w ciągu tych sześciu lat, zanim skończysz trzy
dziestkę...
- Siedmiu - poprawiam go.
- ...i że gdybyście byli końmi wyścigowymi, a ja miałbym na was
stawiać, to nie stawiałbym na to, że Luke pierwszy z was dobiegnie do
mety. Ani że w ogóle dobiegnie.
Kręcę głową. Serce mi się uspokaja. To jasne, że Chaz nie ma poję
cia, o czym mówi. Nie stawiałby na Luke'a? Co on plecie? Nie spotka
łam w życiu kogoś fantastyczniejszego niż Luke. Czy Chaz zna jakichś
innych facetów, którzy umieliby odtworzyć teksty wszystkich piosenek
Rolling Stonesów z albumu Sticky fingers - i często śpiewaliby je pod
prysznicem - i to nie fałszując? Czy Chaz zna jakiegoś innego faceta,
który umiałby wziąć trochę oliwy, octu winnego, musztardy i jajko i zro
bić z tego sos do sałaty tak pyszny, że lepszego nigdy nie jadłam? Czy
Chaz zna jakiegoś innego faceta, który gotów byłby zrezygnować ze
swojej przyjemnej pensji w bankowości inwestycyjnej po to, żeby wró
cić na studia i zostać lekarzem i móc leczyć chore dzieci?
- Nieładnie jest mówić takie rzeczy o swoim najlepszym przyjacie
lu - wytykam mu.
Chaz robi obronną minę.
- Ja nie mówię, że to zły człowiek. Ja tylko mówię, że znam go
0 wiele dłużej niż ty, Lizzie, i że zawsze miał problem z... Cóż, powiedz
my sobie szczerze, że kiedy zaczynają się pojawiać trudności, Luke to
taki typ, który pakuje się i znika. No wiesz, umywa ręce.
Jestem oburzona.
- Dlatego że zrezygnował ze studiów medycznych, żeby zostać
bankierem inwestycyjnym, a potem zdał sobie sprawę, że popełnił błąd?
Ludziom się to zdarza, Chaz, wiesz? Ludzie popełniają błędy.
- Ty nie popełniasz - mówi Chaz. - To znaczy, zdarza ci się pomy
lić. Ale w innych sprawach. Zawsze, od dnia kiedy cię poznałem, wie
działaś, co będziesz chciała robić. Wiedziałaś też, że to nie będzie łatwe
1 że będzie wymagało wiele poświęcenia, i że prawdopodobnie nie zbi
jesz na tym majątku tak od razu. Ale to cię nigdy nie powstrzymało. Nie
zrezygnowałaś ze swojego marzenia, kiedy zaczęły się pojawiać trud
ności.
Gapię się na niego.
64
- Chaz, czy ty w ogóle byłeś ze mną. w tym samym pokoju w czasie
tej całej ostatniej rozmowy? Przecież właśnie dopiero co skończyłam ci
mówić, że muszę zrezygnować ze swojego marzenia.
- Właśnie skończyłaś mi mówić, że zamierzasz wrócić do domu
i zastanowić się, w jaki inny sposób, niezwiązany z Nowym Jorkiem, je
realizować - poprawia mnie Chaz. - A to różnica. Posłuchaj, Liz, nie
zrozum mnie zle. Ja nie twierdzę, że Luke to zły człowiek. Ja po prostu
mówię, że ja bym nie...
- Zakładał się, że jako pierwszy dobiegnie do mety, gdyby on był
koniem, a ty miałbyś na niego stawiać - kończę za niego niecierpliwie. -
Tak, wiem. Słyszałam cię już za pierwszym razem. I chyba rozumiem,
0 czym mówisz. Ale ty mówisz o dawnym Luke'u. A nie o Luke'u, któ
rym stał się teraz, kiedy ja go wspieram. Chaz, ludzie się zmieniają.
- Nie tak bardzo - upiera się Chaz.
- Owszem - mówię. - Zmieniają się. Aż tak bardzo.
- Czy możesz mi podać jakieś dane empiryczne, które udowodnią,
że masz rację? - pyta Chaz.
- Nie - odpowiadam. Teraz już naprawdę zaczynam się niecierpli
wić. Czasem nie mam pojęcia, jak Shari w ogóle wytrzymuje z Chazem.
Och, jasne, jest słodki, ma taki sportowy wdzięk. I totalnie ją uwielbia,
1 podobno jest rewelacyjny w łóżku (czasami wydaje mi się, że Shari po
suwa się w zwierzeniach za daleko). Ale co z tymi czapeczkami bejsbo-
lowymi noszonymi tył do przodu? I z takimi: Czy możesz mi podać ja
kieś dane empiryczne, które udowodnią, że masz rację?"
- W takim razie - ciągnie Chaz - twój argument jest zwodniczy...
Co powiedział Szekspir? Najpierw zabijemy wszystkich prawni
ków"? To powinno brzmieć: Najpierw zabijemy wszystkich doktoran
tów filozofii".
- Chaz! - przerywam mu. - Chcesz mi pomóc zmierzyć te wasze
okna, żebym mogła wrócić do domu i zacząć szyć zasłony, czy nie?
Zerka na okna. Zakryte są ohydnymi składanymi kratownicami, żeby
żadnym ćpunom, a z jakiegoś powodu zdaje się, że wszyscy nowojorscy
ćpuni mieszkają w okolicy, nie zachciało się włamać do środka.
Są nieprawdopodobnie brzydkie. Nawet facet jest w stanie to zauwa
żyć.
- Chyba tak - mówi z mniejszą pewnością siebie. - Chociaż wolę
kłócić się z tobą.
- No cóż, ja nie wolę - informuję go.
5 - Papla w wielkim mieście 65
Uśmiecha się szeroko.
- Okay. No to do zasłon. Aha, Lizzie?
Złapałam już centymetr i zsuwam buty, żeby wejść na grzejnik i mie
rzyć dalej.
- Co?
- W sprawie pracy. W biurze mojego taty. Jest jeszcze jedna rzecz.
- Jaka?
- Będziesz musiała trzymać język za zębami. To znaczy, co do tego,
kogo tam zobaczysz i co usłyszysz. Nie wolno o tym opowiadać. To kan
celaria prawnicza. A oni gwarantują swoim klientom bezwzględną dys
krecję...
- Boże, Chaz! - Jestem poirytowana na nowo. - Wiesz, że umiem
milczeć.
On tylko na mnie patrzy.
- Jeśli to coś ważnego, umiem - upieram się. - Na przykład kiedy
zależy od tego moja pensja.
- Być może - mówi Chaz jakby do samego siebie - polecenie cię na
to stanowisko nie jest jednak najlepszym pomysłem...
Rzucam w niego centymetrem.
Rozdział 8
Gdyby Amerykanin musiał ograniczyć własną działalność
do zajmowania się tylko swoimi sprawami,
odarto by go z połowy jego egzystencji.
Alexis de Tocqueville (1805-1859), francuski polityk i historyk
Nowy Jork to dziwne miasto. Wszystko tu potrafi zmienić się w mgnie
niu oka. Pewnie właśnie o tym mówią ludzie, kiedy używają określenia
nowojorska minuta". Wszystko tutaj dzieje się tak jakby szybciej.
Na przykład zdarza się, że idziesz na pozór przyjemną, wysadzaną
drzewami ulicą, a potem, nawet niecałą przecznicę dalej, nagle widzisz
dokoła siebie zaśmiecone, wymazane graffiti zaplecze tej samej okoli
cy, przypominające scenę rodem z któregoś odcinka Prawa i porządku.
A przecież tylko minęłaś jedno skrzyżowanie.
Więc pewnie, biorąc to wszystko pod uwagę, nie powinnam się tak
strasznie dziwić, że w ciągu czterdziestu ośmiu godzin z osoby, która
w Nowym Jorku nie ma żadnej pracy, zmieniłam się w dumnego pra
cownika w dwóch miejscach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]