[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mój synu - przywitała się, po czym podeszła do Aleksy i pocałowała ją w poli-
czek. - Dlaczego, twoim zdaniem, tak dokładnie upewniłam się o dacie twojego powrotu
do Londynu?
Postąpiła krok do tyłu, aby im się przyjrzeć.
- Kiedy stało się dla mnie jasne, że mój syn nie zamierza zrobić tego, co jego ojciec
i ja, czyli poślubić kogoś bez miłości, musiałam się upewnić, że do tego nie dojdzie. Kie-
dy zobaczyłam portret, który mi podarował, wszystko zrozumiałam. Wiedziałam, że go
kochasz i że on kocha ciebie. - Popatrzyła Aleksie w oczy. - Dlatego powiedziałam, że
R
L
T
jestem wdzięczna za to, że dostałam ten portret. On powiedział mi wszystko, co powin-
nam wiedzieć. - Przerwała, a wyraz jej twarzy złagodniał. - Wiem, kto kocha mojego sy-
na tak samo mocno jak ja. I potrafię poznać - spojrzała na Guya - jak mój syn patrzy na
kogoś z taką miłością, z jaką co jakiś czas zdarza mu się patrzeć na mnie. Pozostawało
mi tylko rozwiązać dylemat, dlaczego nie jesteście razem. Dlatego właśnie zaprosiłam
cię do siebie, ma chre, i poprosiłam, żebyś tu przyjechała.
Spojrzała pytająco na Guya.
- Jak mogłeś nie powiedzieć jej, że Louisa rozwiązała twój problem?
- Mamo, to nie było takie proste...
Madame de Rochemont niecierpliwie machnęła ręką.
- Miłość zawsze jest prosta. To mężczyzni zwykle wszystko komplikują. Zgodzisz
się ze mną, Aleksa?
- Myślę, madame, że kobiety czasami również postępują nierozsądnie. Sama jestem
tego najlepszym przykładem.
- Jestem pewna, że miałaś ku temu powody. Mam nadzieję, że teraz osiągnęliście
porozumienie i bardzo mnie to cieszy. Ach, w samą porę.
Guy i Aleksa odwrócili się, aby spojrzeć w kierunku, w którym powędrował jej
wzrok, i oniemieli.
Wzdłuż fasady chteau szła procesja. Na czele kroczył lokaj ze srebrną tacą, na
której stała butelka szampana w wiaderku z lodem. Za nim postępowali kelnerzy z taca-
mi wypełnionymi przeróżnymi hors d'oeuvres. Kolejni nieśli drewniany stół i trzy fotele,
które wkrótce umieścili na tarasie. Przyniesione przekąski i szampan wkrótce znalazły
się na stole, a całości dopełniała muzyka trzech flecistów, którzy stanowili część procesji.
Kelnerzy odsunęli się dyskretnie na bok, choć Guy wiedział, że nie spuszczają wzroku z
Aleksy. Szybko powiązali fakty. Najpierw jej niespodziewane przybycie, potem równie
niespodziewany przyjazd jego matki i wreszcie to przyjęcie. Domyślali się, że mają
przed sobą nową chatelaine i, co zrozumiałe, byli jej bardzo ciekawi.
Guy podziękował im za pomoc i pozwolił odejść.
- Przepraszam cię - zwrócił się z zakłopotaniem do Aleksy.
R
L
T
- Zupełnie niepotrzebnie - odpowiedziała za nią jego matka. - Idea fete champetre
jest jej doskonale znana. Omówiłyśmy już naszą wspólną fascynację sztuką rokoko.
Chętnie pokażę Aleksie tutejsze zbiory. Miło porozmawiać z profesjonalistką. Guy, jeśli
chodzi o te sprawy, jest zupełnie bezużyteczny. Nie mogę polegać na jego guście, więc
cieszę się, że będę miała ciebie.
Z tymi słowami ruszyła do stołu, zapraszając ich gestem.
- Chodzcie!
Usiadła przy stole. Guy odsunął krzesło dla Aleksy, po czym nalał dla wszystkich
szampana. Aleksa była jak w transie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to się dzieje napraw-
dę. Jej szczęście było bezgraniczne. Starała się znalezć jakieś logiczne wytłumaczenie,
ale umysł zdawał się tego wszystkiego nie ogarniać. Mogła tylko przyglądać się, jak to
wszystko się dzieje. Pozwoliła, aby Guy wziął ją za rękę i posadził przy stole. Wzięła do
ręki kieliszek i skinęła nim w stronę jego matki.
- Za was oboje - wzniosła toast madame de Rochemont, a jej oczy nabrały nagle
ciepłego blasku. - Za waszą miłość. I za wasze długie i szczęśliwe małżeństwo.
Unieśli kieliszki, aby spełnić jej toast.
Za szczęście i przyszłość, która rysowała się przed nimi w jasnych barwach.
R
L
T
EPILOG
- Nie ruszaj się. Zostań tak, jak jesteś.
Guy znieruchomiał, oparty o nagrzaną od słońca skałę. Mógłby tak stać do końca
świata. Nic nie stanowiło już dla niego problemu. Rozluznił się, spoglądając na rysującą
się przed nim panoramę Alp. Choć był środek lata, niektóre szczyty wciąż były pokryte
śniegiem. Dolne partie porastała zielona trawa, podobnie jak rozpościerające się u stóp
gór doliny. Tu w górze powietrze było kryształowo czyste i ostre. Wdychając je, czuł, że
żyje.
Podniósł głowę, patrząc na leniwie krążącego nad ich głowami orła. Wolny jak
wiatr, który hulał między szczytami. Wolny, jak on sam. Mógł żyć, jak chciał. %7łył ży-
ciem, o którym nigdy nawet nie śmiał marzyć. %7łyciem, które było jak najcenniejszy klej-
not. Ten klejnot stał obok niego na wyciągnięcie ręki. Aleksa. W każdej chwili mógł jej
dotknąć, poczuć ciepło jej ciała. Aleksa siedziała na pledzie z podwiniętymi pod siebie
nogami, kreśląc ołówkiem na papierze. Popatrzył, jak pracuje.
Jego Aleksa! Jego piękna, ukochana Aleksa. Serce wezbrało mu miłością, której
nie był w stanie wyrazić. Była prawdziwym skarbem. Sądził, że ją stracił, ale wróciła do
niego. Był to dar na całe życie.
Aleksa podniosła wzrok i spojrzała na niego dokładnie w taki sam sposób, jak pod- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl