[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na stoku niewielkiego pagórka mały obszar pokryty zielenią. Kataklizm nie zniszczył
zbytnio tej okolicy. Tropiciel uśmiechnął się, kiedy Nolar, zsiadłszy z konia, ostrożnie
umieściła swego malutkiego pasażera w wysokiej trawie. Zwierzątko skuliło się, a po chwili
oddaliło w pośpiechu.
Masz dobre serce, pani -powiedział Derren do sadowiącej się w siodle
dziewczyny.
Odwzajemniła jego uśmiech.
Być może. Najprawdopodobniej jednak zrobiłam to dlatego, że wiem z własnych
doświadczeń, co znaczy czuć się samotnym w obcym miejscu. Jak sądzisz, czy daleko stąd
do Lormt?
Wydaje mi się, że jedziemy tym samym szlakiem który musieliśmy opuścić
wymijając kałużę błota powiedział Derren ale muszę przyznać, że równie dobrze
może to być jakaś inna górska ścieżka. Z pewnością jednak zaprowadzi nas do kogoś, kto
wskaże nam właściwą drogę Pojadę teraz na zwiad sprawdzić, jak zaczyna się szlak który
będziemy przemierzać jutro.
Derren pomógł Elgaret zsiąść z konia i pojechał dalej podczas gdy Nolar zajęła się
moczeniem w wodzie kawałków podróżnego placka. Powstałą w ten sposób papkę
Wiedzma mogła bez trudu przełknąć.
Tropiciel powrócił wkrótce z wiadomością, że Es rzeczywiście zmieniła bieg i jej
nowe łożysko jest nieco oddalone od starego.
W tych okolicach musiały nastąpić potężne wstrząsy zastanawiał się Derren.
Nigdy nie widziałem, żeby tak wielka rzeka nagle zaczęła płynąć innym korytem.
Przerwał i spojrzał przenikliwie na swą towarzyszkę. Będę szczery, pani. Niedaleko stąd
nasz szlak po prostu zanika. Cały stok obsunął się w dół, zasypując drogę. Musimy
wędrować grzbietem górskim, dopóki nie uda nam się zejść w następną dolinę... jeśli jakaś
jeszcze pozostała. Jutrzejsza przeprawa będzie trudna i dlatego trzeba dobrze wypocząć tej
nocy.
Rankiem ruszyli w drogę. Nie było mowy o jezdzie po zdradzieckim osypisku,
Derren znowu niósł Elgaret w ramionach, a Nolar prowadziła konia. Szybko zjedli
południowy posiłek. Pragnęli znalezć choćby wyboistą ścieżkę używaną przez pasterzy,
która umożliwiłaby im kontynuowanie podróży na grzbietach wierzchowców. Kiedy Nolar
pakowała z powrotem ich bardzo teraz skąpe zapasy, Derren wybrał się na pieszy
rekonesans. Wrócił w wielkim pośpiechu, a w jego głosie brzmiało podniecenie.
Pani, wydaje mi się, że znalezliśmy Lormt! Chodz i zobacz jest za tym
wzniesieniem, w dolinie.
Nolar szybko pięła się za nim pod górę, niemal tańcząc wśród obluzowanych
kamieni. Po tylu latach myślała sobie wreszcie będzie mogła spojrzeć na Lormt, które
tak kochał Ostbor.
Osiągnąwszy skalistą grań spojrzała w dół i cofnęła się gwałtownie, niczym
smagnięta biczem.
Och, nie szepnęła, nie wiedząc, czy powinna śmiać się czy płakać.
Wyimaginowany wizerunek, który przechowywała w wyobrazni od dzieciństwa,
rozsypał się w gruzy podobnie jak rozpadły się widoczne w dole mury i wieże. Wielkie
Lormt, dom skarbów dla wszystkich uczonych, było... było w ruinach!
Ostbor uprzedzał ją, że czas nie okazał się dla tego przybytku łaskawy, ale potem
nastąpiło jeszcze Wielkie Poruszenie kataklizm o niewyobrażalnej sile i furii. Nolar
odwróciła się na chwilę, oczy zaszły jej łzami.
Rozzłoszczona takim dowodem własnej słabości, wytarła twarz od dawna już nie
używanym welonem i zmusiła się do ponownego spojrzenia na ten żałosny widok. Małe
figurki pełzały po hałdach pokruszonych skał. Dwie spośród słynnych okrągłych wież były
nienaruszone, trzecia choć potwornie zniszczona stała również. Czwarta narożna wieża,
przylegający do niej niski mur i długi zewnętrzny wał runęły w gruzy. Z tej strony ziemia,
na której stały fortyfikacje, obsunęła się, tworząc uskok wysokości człowieka. Z daleka
wydawało się, że dwie pozostałe linie umocnień są całe. Spadziste dachy, pokryte płytkami
czarnego, górskiego łupku, chroniły szczyty wież i krawędzie murów. Nolar mogła
rozróżnić dwa budynki wewnątrz pierścienia fortyfikacji.
Jednym z nich był długi, wysoki gmach przytulony do wału obronnego. Wzdłuż jego
ścian ciągnął się rząd okien. Drugi budynek, mniejszy i bardziej przysadzisty oparty o nie
zniszczoną narożną wieżę, krył się w cień bramy. Nolar szukała wzrokiem lśnienia, które
zdradzałoby obecność rzeki Es Ostbor wspominał jej nieraz że tuż przy pomieszczeniach
mieszkalnych można b problemu łowić ryby.
W dolinie nie dostrzegła jednak niczego, co przypominałoby odblask słońca w
wodzie. Tak więc Es nie płynęła j w zasięgu wzroku od Lormt chyba że została
pogrzebał wśród skalnych rumowisk. Przyglądając się stokom otaczającym dolinę,
dostrzegła z rzadka rozsiane pola uprawi i chaty, podobne do pasterskich szałasów.
Kataklizm r zmienił więc tego kraju w zupełną pustynię. Niektórzy ludzie przeżyli, ostała
się część zabudowań. Odetchnąwszy głęboko dziewczyna zwróciła się ku Derrenowi:
Rzeczywiście, to Lormt, mości Pograniczniku, aczkolwiek budowle ucierpiały
bardzo od czasu, kiedy widzi je mój stary mistrz. Czy jest tu jakaś ścieżka, po której
bezpiecznie zejdziemy na dół?
Derren uważnie obejrzał zasypane kamieniami zbocze
Musimy iść pieszo, pani. Będę niósł twoją ciotkę.
Nie dostałybyśmy się tu bez twojej pomocy powiedziała Nolar. Dziękuję ci
zarówno w imieniu Elgaret jak i swoim własnym.
Przez chwilę Derren wydawał się nieco speszony, ale chwili odzyskał pewność
siebie znów występując w rc doświadczonego przewodnika.
Uważaj na tej pochyłości, pani. Ziemia jest tu wszędzie sypka i może się
obsuwać, kiedy ktoś po niej stąpa.
Mimo tej przestrogi Nolar poślizgnęła się dwukrotnie w czasie schodzenia po stoku,
za każdym razem jednak ciężar prowadzonych za uzdy koni pomagał jej odzyskać
równowagę. Zanim znów dosiedli wierzchowców, aby pokonać dystans dzielący ich jeszcze
od bram Lormt, odpoczywali chwilę u stóp wzgórza.
Zbliżając się do murów obronnych, Nolar wspominała wrażenie, jakie zrobił na niej
widok miasta Es. Tamten wielki gród i ta zniszczona forteca, służąca za schronienie
uczonym, miały pewną wspólną cechę: sam wygląd świadczył o ich czcigodnym wieku i
solidności, z jaką dawni budowniczowie wykonywali swe zadanie. Mury Lormt były jednak
bardziej masywne: ich niezwykłe rozmiary przykuwały wzrok. Nolar zastanawiała się, w
jaki sposób mistrzowie z odległej przeszłości przenosili tak ogromne, kamienne bloki, nie
mówiąc już o tym, jak zdołali je obciosać i wygładzić. Pasowały do siebie tak dokładnie, że
w wąskie szpary trudno byłoby wetknąć ostrze noża.
Raz jeszcze pomyślała o chaosie, jaki wywołało Wielkie Poruszenie. Nie mogła się
nadziwić, że mury zbudowane z ogromnych co prawda, ale nie połączonych przecież
zaprawą murarską skał, przetrwały katastrofę.
Ostbor z pewnością byłby bardzo ciekaw, jak też tutejsi uczeni dali sobie radę z
kataklizmem.
Zastanawiała się też, jakiego przyjęcia doznają w Lormt i czy w ogóle mieszkańcy
twierdzy otworzą im bramę. Kiedy podjechali bliżej, spostrzegła, że okute żelazem wrota
[ Pobierz całość w formacie PDF ]