[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wystarczyłoby jedno twoje spojrzenie.
Obrzuciła go takim właśnie spojrzeniem, a on obiema
rękami zaczął przyklepywać włosy, jakby chciał zgasić
ogień", który wznieciło.
Susan Lee starała się nie stracić cierpliwości. Kilka razy
westchnęła głęboko.
- Chciałbym całować cię do utraty zmysłów - powiedział.
Tym razem nie wytrzymała.
- Teraz na pewno już nie tylko rodzice, ale i moje
rodzeństwo tkwią przylepieni do szyb.
- To chyba trudno być najstarszą córką.
- Po prostu muszę przecierać szlaki dla młodszych.
Zaczęłam rozumieć Eskimosów.
- Chodzi ci o mróz?
- O przecieranie nowych szlaków.
Tom zrezygnował z kontynuowania tego tematu.
- Pojedziesz jutro ze mną odwiedzić psa? - zaproponował.
- Chętnie. Dziękuję za zaproszenie - powiedziała,
otwierając drzwi.
Tom nie ruszał się z miejsca.
- Koło ósmej?
- O ósmej? - zdziwiła się. - Rano?
- Tak.
- Jutro niedziela. Muszę iść do kościoła.
- Dlaczego? - Bo po prostu zawsze chodzimy na
niedzielne nabożeństwo.
- A kiedy będziesz mogła pojechać ze mną?
- Przyjedz może jutro koło południa na obiad i potem
odwiedzimy psa.
- Obiad. Garnitur. - Tom przez chwile poważnie się
zastanawiał. - Dobrze.
Pochylił się do przodu i przekręcił kluczyk w stacyjce.
Susan Lee wysiadła w końcu z auta i przez ramię rzuciła
mu to swoje ogniste spojrzenie, a on znowu chwycił się za
głowę, jakby tłumił płomień tlący mu się we włosach.
Kiedy zatrzasnęła drzwi, ruszył ostro do przodu i z
piskiem opon wjechał na drogę. Widać było, że się popisuje.
Susan Lee westchnęła głęboko i weszła do domu, gotowa
wysłuchać komentarzy rodziny.
- Nie wiem, czy nasza mała jest bezpieczna z
człowiekiem, który jezdzi w ten sposób - mówił właśnie jej
ojciec.
- On tylko chciał coś w ten sposób podkreślić -
powiedziała spokojnie Susan Lee.
Nic im jednak nie wyjaśniła, tylko poszła od razu do
siebie na górę.
Po niedzielnym obiedzie nikt się właściwie nie zdziwił,
kiedy Tom szybko pomógł w zmywaniu, a potem od razu
poprowadził Susan Lee ku drzwiom. Wtedy stało się to, czego
prawdę mówiąc oczekiwał.
- Wiesz, obiecałam chłopcom, że zabierzecie ich ze sobą,
żeby zobaczyli tego psa - powiedziała pani McCrea.
Nawet Tom zrozumiał wszystko aż za dobrze. Spojrzał na
chłopców, ośmiolatka i dwunastolatka, potem na Susan Lee.
Wyglądała tak, jakby słowa matki ją zaskoczyły. Uznał, że
zniesie wszystko, by tylko być z nią. Wszystko.
- Biegnijcie się przebrać - powiedział.
Błyskawicznie na schodach rozległ się tupot chłopięcych
stóp i trzaskanie drzwi na górze. Susan Lee wolnym krokiem
podążyła za nimi.
Po sekundzie chłopcy byli już z powrotem i pobiegli
prosto do auta Toma.
Ubraną w dżinsy Susan Lee Tom poprowadził do
samochodu. Chłopcom kazał usiąść z tyłu, a ją posadził z
przodu na fotelu obok kierowcy. Obszedł auto i usiadł za
kierownicą.
Po drodze do Petersonów przez cały czas wyjaśniał
chłopcom budowę silnika samochodu i zasady jego działania.
Bardzo się do tego przykładał. Raz nawet zatrzymał auto i
podniósł maskę, żeby lepiej zrozumieli.
W domu przebrał się w dżinsy. Namówił na wycieczkę
dwójkę małych Petersonów, co zwolniło go od odgrywania
roli gospodarza. Po drodze musiał się jednak zatrzymać i
przywołać całą czwórkę do porządku.
Pies był na wzgórzu. Tom kazał chłopcom zostać w aucie i
zachowywać się cicho. Tak naprawdę zrozumieli, o co chodzi,
dopiero wtedy, kiedy Susan Lee wzięła strzelbę i
odbezpieczyła ją.
- Wczoraj coś ukrywało się na szczycie - wyjaśniła. -
Miejcie oczy otwarte.
Jej słowa jeszcze bardziej ich podekscytowały. Tom
uzupełnił zapas jedzenia i dodał wielką kość z niedzielnej
pieczeni państwa McCrea. Nalał też wody do miski, która
kiedyś była deklem od jego auta. Potem usunął się i czekał, aż
pies zdecyduje się podejść i powąchać kość.
Pies zbliżył się do jedzenia.
Susan Lee kazała chłopcom milczeć i zagroziła, że w
przeciwnym razie oberwie im uszy.
Milczeli. Znali takie wydawane cichym głosem polecenia
kobiety.
Tom mówił coś do psa, a ten słuchał. Spoglądał to na
niego, to na auto.
- Temu psu przydałby się jakiś chłopiec do zabawy -
szepnął jeden z braci Susan Lee. - Chce, żebyśmy wysiedli z
auta.
- Zdaje się, że was ostrzegałam - syknęła złowieszczo
Susan Lee.
- Tak jest.
W aucie zapadła cisza. Chłopcy siedzieli w milczeniu, z
trudem powstrzymując ciekawość. Oczy mieli jak spodki.
Tom podszedł bliżej i stanął tuż obok psa. Zwierzę
znieruchomiało. W napięciu obserwowało mężczyznę.
Tom poruszył się lekko, zrobił krok do tyłu, potem do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]