[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z kościoła św. Jakuba jak księżyc z Fliegende Blatter .
Trudno było im się rozstać, więc przeszli kawałek w stronę pasażu
koło opery. Z Lagerlunden wychodzili poeci i dziennikarze; Martin
przyglądał im się z szacunkiem, zastanawiając się, czy kiedykolwiek
będzie mu dane znalezć się wśród nich. Studenckie czapki bieliły się
nocą, z prawa i lewa nadleciały mewki, wzięły młodych mężczyzn pod
ręce, kusząc obietnicami pełni szczęścia, i wśród wesołych
przekomarzań i niewinnych żartów poszli na plac Karola XII, bo Josef
Marin uznał, że musi wygłosić proroctwo przed królem. Gdy je
wygłaszał, Gabel objął wpół najładniejszą dziewczynę i zaczął z nią
walca wokół pomnika, Moberg poszedł za jego przykładem i ruszył
w tan z podstarzałą bachantką, a Martin z bijącym sercem patrzył na
małą, bladą niebogę o oczach jak czarny węgiel, myśląc, czy odważy się
do niej podejść, ale kiedy się zastanawiał, Planius objął ją ramieniem
i niezgrabnie odeszli, a Martin został sam, patrząc na pary wirujące we
mgle. Na południu poranny wietrzyk zaczął już rozpraszać mgły, które
przeciągały nad wodą jak biały dym, a krzyż na kopule Katariny płonął
niczym Gwiazda Poranna w pierwszym blasku świtu.
Na nabrzeżu zamajaczyła sylwetka policjanta, który powoli zbliżał się
w ich stronę, jedna z dziewcząt wydała krótki ostrzegawczy krzyk
i grupa rozproszyła się na wszystkie strony. Gruba nimfa bez ceregieli
wzięła Martina pod ramię.
Muszę się ciebie trzymać, kochaneczku, bo inaczej gliniarz mnie
zwinie. Zresztą możesz pójść ze mną, co? U mnie w domu jest naprawdę
przytulnie, zobaczysz. Mam duże, eleganckie łóżko, a prześcieradła
sama wyhaftowałam. Przed południem głównie haftuję, coś trzeba robić,
a nie mogę ciągle z mamą grać w mariasza, jak inne dziewczyny, które
przeklinają i zachowują się prostacko. Tego nie lubię, najbardziej lubię
takich grzecznych i miłych chłopców jak ty. Jak będziesz naprawdę miły
i będziesz mnie często odwiedzał, wyhaftuję ci na pamiątkę koszulę
nocną. Aha, nie masz pieniędzy, kurde, to inna para kaloszy. Przyjdz
więc, kiedy będziesz miał. Wystarczy, że zapytasz o Huldę. Powiedz,
czy to prawda, że w Uppsali jest dziewczyna, którą nazywają Karolem
XII?
Nie wiem odrzekł Martin.
Aha, no to na razie...
Nie do końca było prawdą, że Martin nie miał pieniędzy; zostało mu
parę koron z honorarium za poemat, który wydrukował w Henwannen ,
ale powiedział tak, żeby nie zranić jej uczuć.
V
Martin długo nie mógł zasnąć. To ta mała, blada o czarnych oczach
nie dawała mu spokoju. Stała z boku, taka przezroczysta, cicha
i samotna, nie wzięła nikogo pod rękę, nie śmiała się, nie paplała jak
inne. Kim była, jak trafiła na ulicę? Pewnie ktoś ją uwiódł i porzucił,
może miała małe dziecko, które głodowałoby i marzło, gdyby nie
zdobyła dla niego jedzenia i ubranek, sprzedając swoje ciało. Jakże by ją
całował, trzymając w ramionach, jak by ją pieścił i obdarzał
najczulszymi imionami, starając się sprawić, by zapomniała, kim jest,
zwykłą uliczną dziewczyną, i kim jest on, przypadkowym, płacącym
klientem jak wszyscy inni! Z kim teraz była, może z Planiusem? Co
Planius dla niej znaczył? Nie był przystojniejszy od Martina, a do tego
głupi jak młody leszcz. Należał do najgorszych kujonów, a mimo to na
świadectwie dojrzałości dostał ledwie dostateczny. Dlaczego miałaby
wybrać właśnie jego? Ale oczywiście nie dokonywała żadnego wyboru,
wzięła pierwszego lepszego. Martin rozumiał to i uważał za naturalne.
Swego czasu oddała serce i duszę i nie miała już nic więcej do
zaofiarowania poza swoim ciałem, a czemu miałaby go komuś
odmawiać, skoro taki miała zawód, skoro już upadła tak nisko, jak tylko
człowiek może upaść? Ale gdyby Martin się z nią spotkał, gdyby go
poznała, może wtedy jednak zakochałaby się w nim i rozpoczęła nowe
życie? Dla niej poświęciłby wszystko, wszelkie marzenia o sławie poety,
całą swą przyszłość poświęciłby dla niej, wybrałby zawód, w którym od
razu mógłby zarobić na ich utrzymanie, pobraliby się i zamieszkali
z dala od ludzi, w małym domku nad jeziorem głęboko w lesie.
Pływaliby łódką w szuwarach, trawiąc godziny na marzeniach, dobijali
do wysepek, by spędzić na nich całą noc, a gwiazdy płonęłyby nad ich
głowami. Wszelkie smutki, wszelkie ponure wspomnienia scałowywałby
z jej czoła, a jej dzieciątko kochał jak własne...
Martin snuł te fantazje, lecz jednocześnie z całą jasnością zdawał
sobie sprawę, że w tych marzeniach nie kryło się nic więcej poza
pożądaniem; głodem młodego mężczyzny za białym ciałem kobiety.
Nocne godziny mijały, a im dłużej leżał z otwartymi oczami, wpatrując
się w szare światło sączące się zza rolety, tym dotkliwiej żałował, że
odmówił tej drugiej, tej grubej.
VI
Kiedy ktoś pyta młodego człowieka świeżo po maturze: kim chcesz
być? nie może odpowiedzieć: poetą. Ludzie odwracaliby głowy,
zasłaniając uśmiech. Może odpowiedzieć: prawnikiem, albo: artystą
malarzem, albo: muzykiem; tych bowiem zawodów można nauczyć się
na państwowych uczelniach, a już w okresie studiów człowiek musi
mieć w społeczeństwie swoją półeczkę, na której może przysiąść,
przegródkę, którą będzie zajmował, i już kimś jest: studentem
uniwersytetu lub słuchaczem akademii sztuk pięknych czy
konserwatorium. Niewiele to, ale jednak zawsze kostka cukru do
rzucenia w paszczę wścibskich i w miarę zrozumiała przyszłość do
pokazania życzliwym. Lecz ten, kto chce być poetą, nie jest niczym
innym, jak tylko pośmiewiskiem dla Boga i ludzi, dopóki nie stanie się
sławny i uznany. Dlatego przez długie lata nauki musi wieszać fałszywy
szyld na drzwiach i udawać, że zajmuje się czymś, co ludzie naprawdę
doceniają.
Martin to rozumiał i uważał za zupełnie naturalne, nie oczekiwał, że
mogło być inaczej; więc gdy tata zapytał go, kim chce zostać, nie
odpowiedział, że chce zostać poetą, tylko że postara się o stanowisko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]