[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włos z głowy. Tego już Zapilote dopilnuje. Doskonały wybór, mój drogi.
Uśmiechnąłem się, mile połechtany.
A jak się tam dostaniemy, nie dając się zabić po drodze? zainteresował
się James.
Nad tym właśnie trzeba się zastanowić. Możemy tam dolecieć lub doje-
chać, lepiej chyba będzie dolecieć, za Barierą drogi są bowiem pod pełną kontrolą
wroga. Lotnictwo zaś ma słabe, ledwie kilka myśliwców, a to dlatego, że lotnic-
two nigdy nie było mu potrzebne. I tak jest posiadaczem prawie wszystkiego, co
tu lata.
Zatem lecimy, jutro zastanowimy się czym. Teraz lokalizacja. . .
Jeszcze nie jesteś politykiem, a już bredzisz przerwała mi Angelina.
Przepraszam, miałem na myśli miejsce spotkania. . .
Tam jest duży stadion. Co niedziela odbywają się na nim walki byków
wyjaśnił markiz.
Walki byków? spytałem podejrzliwie.
Całkiem miła rozrywka. Zmutowane byki uprawiają boks, naturalnie w nie-
co zmodyfikowanej postaci, ale. . .
Zaiste musi to być miłe i kształcące. Wobec tego mamy stadion, co do
ostatniej chwili musi pozostać tajemnicą. Jakieś dalsze propozycje?
Zleć sprawę Jorge zasugerowała Angelina. Był tam przewodnikiem,
to i ma kontakty. Wynajmiemy stadion pod szyldem jakiegoś zespołu ludowego.
Doskonale. Zrób rezerwację w którymś z hoteli dla turystów i zajmij się
rozdawnictwem biletów. Jeszcze coś? Wobec tego ogłaszam rozpoczęcie kampa-
nii wyborczej, kończąc niniejszym dzisiejsze spotkanie. I proponuję przenieść się
do ogrodu na drinka.
Na szampana poprawił mnie markiz. Za udane wybory i koniec dyk-
tatury.
Rozdział 20
Odlecieliśmy o świcie czterema helikopterami i samolotem transportowym
z aprowizacją. Słoneczko świeciło, dzień był spokojny, przynajmniej do chwili,
gdy minęliśmy Barierę. Wówczas na radarach pojawiły się dwa impulsy.
Są na kursie przechwycenia poinformował Bolivar obsługujący apara-
turę wczesnego ostrzegania.
James zawiadywał obroną przeciwlotniczą, a ja radiem, z którego natychmiast
skorzystałem.
Tu lot markiza de la Rosa. Wzywam dwie maszyny na kursie kolizyjnym.
Proszę o identyfikację!
Odpowiedziała mi cisza.
Rozwalmy ich, nim wystrzelą rakiety! zaproponował markiz.
Oni muszą zacząć potrząsnąłem głową. Wszystko jest filmowane
i chcę mieć argument, że działaliśmy we własnej obronie.
To będzie piękny napis na naszych nagrobkach. Weszli w nasz zasięg.
Odpalili rakiety zameldował James. Strzelam antypociski. Na godzi-
nie drugiej oczekiwane fajerwerki.
We wskazanej części nieba wykwitły dwie pomarańczowe kule otoczone bia-
łym dymem.
Zawracają do kolejnego ataku stwierdził Bolivar. Ponownie w zasię-
gu.
Ognia! warknął de Torres.
James musnął przycisk i po parunastu sekundach niebo z prawej rozjaśniły
dwie znacznie większe, choć odleglejsze eksplozje.
Tak kończą ci, którzy próbują usunąć nowego prezydenta oświadczyła
z satysfakcją Angelina.
Ci w każdym razie nie spróbują już po raz drugi dodał zadowolony
markiz.
Cholera, miało być bez rozlewu krwi. . . Finał zdarzenia wcale mnie nie
cieszył.
Gdy już wygramy, to owszem odparł de Torres. To właśnie jest głów-
nym celem naszego działania. Powstrzymanie niepotrzebnych mordów.
97
Innych problemów podczas lotu nie napotkaliśmy.
* * *
Okrążyliśmy lotnisko w Puerto Azul. Po pierwsze dlatego, że taki manewr
zawsze ładnie wygląda z ziemi, po drugie, by zamontowana w jednym z heli-
kopterów aparatura mogła wszystko dokładnie sprawdzić. Wyszło na to, że nie
ma żadnych niespodzianek, zatem wylądowaliśmy. Na skraju pola oczekiwała ka-
walkada różowych limuzyn (kolor ten był zwykle zarezerwowany dla pojazdów
turystów).
Wytoczyliśmy z transportowca nasz wóz kandydacki, czyli najbardziej repre-
zentacyjną limuzynę z garażu markiza po niejakich przeróbkach. Zdobiły ją na-
pisy: HARAPO PREZYDENTEM! na jednej, i HARAPO TO WAAZNIE TEN!
na drugiej burcie. Reszta przeróbek była niejawna. W ramach udaremniania przy-
szłych zamachów tylne siedzenia osłonięte zostały niewidocznym polem siłowym
zdolnym powstrzymać promień lasera. Z głośników ryknęło marszem i karawana
ruszyła w stronę hotelu.
Po pierwszym utworze militarnym przełączyłem aparaturę na tekst wyborczy.
Może nie było to udane dzieło poetyckie, ale mieszało z błotem konkurencję,
a tego nie słyszano tu od prawie dwóch wieków. Z miejsca wygrywałem uwagę
słuchaczy. Przypadkowe rymy były premią dla odbiorców.
* * *
[ Pobierz całość w formacie PDF ]