[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy stanęli nad brzegiem, mężczyzna zapytał.
- Wydaje mi się, że nie masz specjalnej ochoty na przyję
cie. Jak to naprawdę jest? Chcesz tam pojechać?
- Chcesz znać prawdę? - odpowiedziała pytaniem.
- Prawdę i tylko prawdę-odparł żartobliwie.
- No więc, gdyby nie zrobiło to wielkiego kłopotu, wola
łabym zostać w domu. Nie czuję się na siłach, aby podołać
spotkaniu z tyloma nie znanymi ludzmi. Ale ty jedz, jeśli tylko
masz ochotę - dodała szybko. - Nie mam nic przeciw temu,
żeby zostać sama.
- Nie chcę o tym nawet słyszeć - powiedział stanowczo.
- Wręcz przeciwnie, spokojny wieczór we dwoje wydaje mi
scandal
86 M%7łCZYZNA NIE W JEJ TYPIE
się cudowną odmianą po zamęcie ostatnich dni. Załatwię
wszystko z rodzicami. Możemy już wracać?
Skinęła głową i ruszyli w stronę domu. Nora spoglądała na
Marka od czasu do czasu. Przez cały tydzień zastanawiała się,
dlaczego właściwie zaprosił ją na farmę, dlaczego był wobec
niej taki troskliwy i opiekuńczy. Wydawało jej się to niespra-
wiedliwe. On dawał wszystko, ona tylko brała. Nie była przy-
zwyczajona do takich relacji z mężczyznami. Prawdę mó-
wiąc, z reguły wyglądały one dokładnie odwrotnie.
Oprócz tego, co wydarzyło się pierwszego dnia w jej sy-
pialni, Mark najmniejszym gestem, najlżejszym spojrzeniem
nie zdradził, że żywi wobec niej jakiekolwiek inne uczucia
poza przyjazną sympatią. Wydawał się widzieć w niej wyłącz-
nie osobę wymagającą opieki. W pierwszej chwili wydawało
się jej, że to obecność rodziny powstrzymuje go przed okazy-
waniem uczuć. Aatwo jednak zauważyła, że w domu Leighto-
nów nikt nie musiał ukrywać swojego nastawienia wobec
innych. Jaka wobec tego mogła być przyczyna powściągliwo-
ści Marka? Nora zastanawiała się, czy po prostu nie przeceniła
jego uczuć.
Jeżeli tak było, myślała, to tym lepiej. Po raz pierwszy
w życiu miała uczucie, że ktoś się o nią troszczy, ba, wręcz ją
rozpieszcza. Ale dlaczego tak się działo? Czym to wszystko
było spowodowane?
Kiedy mijali stajnie, jeden z pracowników zawołał Marka,
prosząc go, aby do niego podszedł. Mark zwrócił się do Nory:
- Ben czegoś ode mnie chce. Zaraz wrócę. Ale jest zimno,
więc może wolisz pójść do domu?
- Nie, zaczekam na ciebie.
Patrzyła za nim, gdy szedł w stronę stajni. Tutaj na wsi był
w swoim żywiole. Proste ubranie i otaczająca go atmosfera
szacunku wydawały się najzupełniej naturalne i oczywiste.
Stał, słuchając uważnie relacji Bena, ze skrzyżowanymi na
scandal
M%7łCZYZNA NIE W JEJ TYPIE 87
piersi ramionami i poważną miną, pocierając w zamyśleniu
brodę.
Mógłby być cudowną zdobyczą dla jakiejś szczęśliwszej
kobiety! Ogarnęła ją fala smutku. Dlaczego ona nie mogłaby
być tą kobietą? Dlaczego odstręczyła go od siebie od razu, na
początku znajomości? Teraz nie była już taka pewna, czy
postąpiła słusznie.
Wracał do niej długimi, mocnymi krokami, z rękami
w kieszeniach spodni. Widziała w mroznym powietrzu obło-
czki pary, wydobywające się wraz z oddechem z jego ust,
ciemne włosy targane przez wiatr, był naprawdę przystojnym
mężczyzną! Czemu nigdy dotychczas tego nie zauważyła?
- Załatwione? - spytała, spoglądając na niego.
Roześmiał się.
- Niewiele było tego załatwiania. - Wziął ją za ramię.
- Chodzmy do domu. Robi się zimno.
I wtedy nagle podniósł głowę i spojrzał gdzieś za nią. Oczy
mu się rozjaśniły, a na ustach pojawił się uśmiech.
- Widzę, że wreszcie wrócił do domu syn marnotrawny.
- Pomachał ręką. - Tony, chodz tutaj, poznasz Norę!
Odwróciła się i zobaczyła szczupłego blondyna, schodzą-
cego z werandy. Szedł lekkim krokiem, sprawiając wrażenie
szczerze z siebie zadowolonego. Miał na sobie ciemne spod-
nie i biały golf. Poruszał się z gracją zawodowego tancerza.
Patrząc na niego, Nora poczuła, jak ogarnia ją przerażenie
i z trudem stłumiła okrzyk zgrozy, wzbierający jej w piersi.
Mężczyzna zbliżający się do nich z takim wdziękiem, był
istnym sobowtórem Stephena Kincaida!
scandal
ROZDZIAA SZSTY
Przez moment, kiedy gra świateł i cieni wywołana porusze-
niem gałęzi starego dębu, rosnącego przed domem, zatarła
rysy Tony'ego, Nora była niemal pewna, że faktycznie ma
przed sobą Stephena.
Kiedy jednak podszedł bliżej, wysuwając się z migotliwe-
go cienia starego drzewa, dostrzegła poza powierzchownym
podobieństwem zdecydowaną odmienność rysów. W gruncie
rzeczy Tony był bardzo podobny do matki, z jej jasnymi wło
sami, bladobłękitnymi oczami i delikatną sylwetką.
Czuła, że mając obok siebie Marka, objęta jego mocnym
ramieniem, nie ma się czego bać. Zmiało wyciągnęła rękę do
młodego mężczyzny.
- Miło mi wreszcie cię poznać. Tony - powiedziała.
- Mark tyle mi o tobie opowiadał.
Tony zmierzył ją długim, niemal zuchwałym spojrzeniem,
rzuconym spod przymrużonych powieL Pod wpływem jego
wzroku zaczęła wpadać w panikę i przytuliła się mocniej do
Marka. Wtedy jednak Tony ujął zdecydowanie jej dłoń i po-
chylił się, aby pocałować ją w policzek. Norze wydawało się,
że o moment za długo przytrzymał usta przy jej twarzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]