[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dzięki powiedziałem, po czym zwróciłem się do Bertiego: Przepraszam, nie
powinienem był przychodzić. Nie zamierzałem cię zdenerwować.
Nie ma sprawy. To stąd, że wychowano mnie pragmatycznie i wierzę w naukę, a nie w
przesądy. Objął żonę ramieniem. Kiedy poznałem Amelię, uznałem, że moim życiowym
wyzwaniem jest pokazać jej, iż niezależnie od tego, jak dziwne rzeczy się zdarzają, nie da się ich
wyjaśnić za pomocą magii, kart albo kryształowej kuli.
Odprowadził nas do drzwi.
Dzięki za piwo rzekł Gil i kiwnął Amelii głową. Dziękuję pani. Dziękuję, że pani
spróbowała.
Gdy znalezliśmy się na ulicy, stanął i popatrzył na mnie.
Harty zaczął z wielką powagą. Wierzę ci.
W co?
Ta epidemia. To wampiry, prawda?
Tak sądzę. Albo inna nadprzyrodzona siła.
Jestem gotów się o to założyć. Widziałeś twarz tej facetki, kędy pokazałeś jej kartkę? To
była mina człowieka, który naprawdę do głębi się przestraszył. Znam się na tym. Widziałem takie
miny w Bośni.
Jestem pewien, że gdyby mężulek jej pozwolił, przekonałbym ją, aby nam pomogła.
Nie wiem tego, ale jestem przekonany, że nie udawała. Zobaczyła to słowo i zbielała.
Dlatego ci wierzę. Byłoby jej znacznie łatwiej, gdyby skłamała, bo mąż nie wierzy w wampiry i
dokucza jej z tego powodu, ale powiedziała prawdą, a jeśli ona uważa, że epidemię powodują
wampiry, i ty uważasz, że epidemię powodują wampiry, to ja też tak uważam.
W tym momencie zadzwonił mój telefon komórkowy. Amelia.
Harry? Posłuchaj& przykro mi, że nie mogłam więcej pomóc, ale Bertil& no cóż, bardzo
mnie chroni i jest też trochę zazdrosny o ludzi, których znałam, zanim mnie spotkał.
Nie przejmuj się. Idziemy właśnie z Gilem do twojego rumuńskiego znajomego. Będę cię
informował na bieżąco, co się dzieje, może dasz nam jakąś przydatną wskazówkę.
Harry?
O co chodzi?
Nie wiem, dlaczego powiedziałem o co chodzi? , bo doskonale wiedziałem, co ma na myśli.
To tak jak wtedy, gdy człowiek spotyka byłą dziewczyną z młodości, podnosi w górę jej tłustego
dzieciaka i mówi: Jest naprawdę wspaniały ale tak naprawdę chciałby powiedzieć:
Pamiętasz, jak leżeliśmy na trawie, słońce świeciło przez drzewa i poza nami nie istniało nic na
świecie? .
Gil popatrzył na zegarek.
Wiesz co? Pójdę na chwilę do chłopaków, sprawdzę u nich, i powiem, co robię.
Możesz zadzwonić do nich z mojego telefonu.
Mam własny, ale muszę im chyba osobiście powiedzieć, co jest grane. Poza tym chcę się
zobaczyć z rodziną. Z żoną i dziewczynkami. Muszę się upewnić, że są bezpieczne.
W takim razie idz, jasne. Ja pójdę do tego Rumuna i spotkamy się u niego, co?
Popatrzyłem na kartkę od Amelii. Leroy Street sześćdziesiąt jeden, to trzy przecznice stąd.
Powinieneś ją bez trudu poznać kręcono tam plenery do Cosby Show. Wpisz do telefonu mój
numer, żebyśmy byli w kontakcie.
Gil ruszył w stronę domu. Ledwie przeszedł kilkaset metrów, kiedy usłyszałem pokrzykiwania
i pojękiwania oraz tupot kilkudziesięciu nóg. Po chwili zza rogu wyskoczyło pięćdziesiąt albo
sześćdziesiąt osób o tępym wzroku, umazanych krwią i machających rękami jak wiatraki. W
większości byli to mężczyzni, w całej grupie było może siedem kobiet, z których szczególną
uwagę zwracały dwie jedna miała włosy sztywne od zaschniętej krwi i postawione pionowo,
co sprawiało, że wyglądała jak indiańska szamanka, a druga miała nagi tors i piersi pocięte
licznymi krwawymi liniami.
Pędzili prosto na Gila, który natychmiast zawrócił na pięcie i zaczął biec w moim kierunku. W
biegnącej grupie migały noże, więc nie zastanawiając się, też zacząłem biec w stronę Gila.
Harry! wrzasnął do mnie.
Nie potrzebował wiele czasu, żeby się przy mnie znalezć. Był przynajmniej pięć lat młodszy
ode mnie i wątpię, czy wypijał siedem irlandzkich ciemnych piw dziennie. Pobiegliśmy z
powrotem Christopher Street, a wrzeszczący motłoch biegł za nami. Byłem tak spanikowany, że
ledwie mogłem złapać powietrze.
Skręciliśmy na południe w Bedford Street, przecięliśmy Street i Barrow Street, cały czas
biegnąc ile sił. Niestety, z każdą minutą się zbliżał. Nie odwracałem się, słychać było jednak
odbijające się od budynków charakterystyczne plaskanie stóp o asfalt i podejrzewałem, że
ścigających dzieli od nas już tylko jakieś sto pięćdziesiąt metrów.
Może& powinniśmy& się& rozdzielić? wydyszałem.
Nie! Musimy stanąć do walki!
Oszalałeś? Posiekają& nas jak& marchewkę.
Tam! Budowa! krzyknął Gil.
Co?!
Gil nie odpowiedział, zamiast tego przeciął ulicę i pobiegł na róg Houston i Morton, gdzie
odnawiano fasadę dziewiętnastowiecznego magazynu. Budynek był obstawiony rusztowaniami i
billboardami, ogłaszającymi powstawanie nowego sklepu odzieżowego TradeWinds, a na ulicy
stały dwa kontenery na odpadki budowlane.
Gil skoczył na jeden z nich i wyciągnął kawał rury.
Masz! krzyknął i rzucił mi go. Potem wyciągnął półtorametrową belkę, owiniętą na
jednym końcu drutem kolczastym. Musimy stanąć plecami do siebie! I nie myśl o nich jak o
ludziach! Chcą nas zabić i jeżeli my nie zrobimy tego pierwsi, nie zawahają się nawet przez
chwilę!
Stanęliśmy plecami do siebie pośrodku Morton Street i czekaliśmy na tłumek. Machałem rurą
na boki i robiłem nią eleganckie ósemki jak Tom Cruise w Ostatnim samuraju. Gil stał spokojnie
na szeroko rozstawionych nogach, trzymał belkę oburącz i wyglądał, jakby mógł stanąć do walki
nawet z połączonymi armiami Czyngis chana i Attyli.
Cokolwiek zrobisz, nie oddalaj się przykazał mi. Nie pozwól tym świrom wejść
pomiędzy nas, bo wtedy nas wykończą.
Tłumek zbliżał się powoli i bardzo ostrożnie. Każdy członek grupy miał nóż, maczetę albo
sierp i wszyscy mieli tępy wzrok. Wszyscy byli także bardzo bladzi jakby odciągnięto z nich
całą krew. Niektórzy jęczeli, inni pochlipywali z bólu i pomyślałem, że muszą odczuwać to samo
pieczenie, które doprowadziło do szaleństwa Teda Buscha jakby palili się żywcem.
Posłuchajcie! krzyknął do nich Gil. Wiemy, że bardzo zle się czujecie i chce wam się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]