[ Pobierz całość w formacie PDF ]
terialną i wpływy, które gwarantowałyby mu, że kiedy znów się zjawi w jej życiu, nikt
R
L
T
już nie będzie nim gardził. Rozczarowałby się trochę, gdyby wiedział, że wystarczające
okazałoby się zburzenie muru niedostępności. Wtedy wróciłaby do niego z własnej woli.
Valente niecierpliwie przeglądał zawartość sejfu w bibliotece. Był wściekły, ledwo
nad sobą panował. W końcu znalazł to, czego szukał: gruby list w zniszczonej kopercie.
Dlaczego go zatrzymał, skoro nie chciał poznać jego treści? Wszystkie, które przyszły
potem, wyrzucił bez przeczytania. Teraz miał się dowiedzieć, o czym mówiła Caroline.
Na pewno wymyśliła jakieś misterne kłamstwa, by lepiej wypaść w jego oczach.
Usiadł z kieliszkiem najwyborniejszego wina z piwnic Villi Barbieri i rozdarł ko-
pertę. Czuł narastające napięcie. Caroline zapisała osiem stron papieru listowego. Roz-
prostował pierwszą kartkę. Już sam nagłówek przypomniał mu tamtą dziewczynę sprzed
pięciu lat. Najdroższy, najukochańszy, najmilszy Valente..."
Te słowa poruszyły w nim czułą strunę. Nabrał większej ochoty na czytanie niż w
chwili, gdy sięgał po kopertę. Caroline informowała go, że w noc poprzedzającą ślub
wylądowała w szpitalu z pękniętym wyrostkiem robaczkowym. Valente zamarł. Przy-
pomniał sobie niewielką bliznę w dole brzucha. Chciał o nią zapytać, ale bliskość
Caroline sprawiła, że wyleciało mu to z głowy. Poczuł przypływ adrenaliny. Czytał coraz
szybciej. Kiedy czekał na nią w kościele, ona leżała na stole operacyjnym i walczyła o
życie. Poprosiła ojca, by zawiadomił Valentego i przywiózł go do niej. Tymczasem Joe
Hales scedował to na Matthew, który z kolei odmówił wyjścia ze szpitala, póki zagroże-
nie życia Caroline nie minie.
Valente zerwał się na równe nogi. Chciał natychmiast odszukać Caroline. Nie
wiedział, co jej powie, był jednak pewien, że musi z nią porozmawiać tak, jak jeszcze
nigdy z nią nie rozmawiał. Stał przed nie lada wyzwaniem. Nie wiedział, czy mu sprosta.
Przed wejściem na górę zajrzał do pracowni. Koty ze szkła błyszczały w promie-
niach światła wpadającego przez okno. Wzruszyło go, że zatrzymała prezent od niego.
W sypialni skrzypnęła cicho deska podłogowa. Caroline uniosła ciężkie powieki.
W nogach łóżka stał Valente. Wyglądał jak śmierć, tyle że w eleganckim garniturze.
- Masz migrenę? - spytał niepewnie.
- Nie. Myślę, że głowa mnie rozbolała z nerwów.
R
L
T
- Nigdy nie przeczytałem listu, który napisałaś do mnie pięć lat temu - rzucił
szorstko bez owijania w bawełnę.
- Napisałam sześć, o ile nie więcej - odparła Caroline.
- Wyrzuciłem je od razu, bez czytania. Ale pierwszy zachowałem.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się z uwagą.
- Po co go trzymałeś, skoro nie zamierzałeś przeczytać?
- Zachowywałem się jak nałogowiec opierający się pokusie - przyznał. - Dwa mie-
siące temu byłem dumny, że potrafię się powstrzymać przed otwarciem tego listu. Nie
chciałem czytać twoich wyjaśnień w obawie, że zmięknę. Moja duma nie pozwalała mi
ryzykować.
Zwiadoma, że Valente musi być w dziwnym nastroju, skoro o tym mówi, Caroline
powoli podniosła się z pozycji leżącej i usiadła, wsparta o poduszkę.
- Opierałeś się pokusie, jakby mój list był niebezpiecznym narkotykiem? - spytała
niepewna, czy dobrze usłyszała jego słowa.
Przez myśl jej nie przeszło, że Valente mógł doświadczać takich donkiszotowskich
myśli i nastrojów.
- Przeczytałem go dopiero teraz, przed chwilą. Jestem wstrząśnięty - wyrzucił z
siebie nerwowo. Wyraz napięcia na jego twarzy mówił jej wszystko. - Byłaś chora. Nie
było mnie przy tobie, gdy tak bardzo mnie potrzebowałaś.
- Nikt ci przecież nie powiedział, że cię potrzebuję i że jestem chora.
- Powinienem był wziąć pod uwagę taką ewentualność - przyznał.
- Tamtego wieczoru próbowałam się do ciebie dodzwonić - wyszeptała, mnąc
brzeg pościeli.
Valente popatrzył na nią oczyma pełnymi żalu.
- Wyrzuciłem swój telefon komórkowy z mostu do rzeki. Nie chciałem się złamać i
do ciebie zadzwonić. Chciałem być silny.
- Tego ci odmówić nie można - przyznała Caroline. - Czemu nie przyszło ci do
głowy, że stało się coś złego?
Pociemniał na twarzy.
R
L
T
- Wierzyłem, że mnie kochasz, ale wiedziałem też o twoich wątpliwościach i braku
pewności siebie. Chyba zbyt wiele od ciebie oczekiwałem.
Jej serce wezbrało smutkiem.
- Opuszczenie rodziny i wszystkiego, co znałam, przeprowadzka do obcego kraju
to były wielkie wyzwania, ale zrobiłabym to, żeby być z tobą. Tamtego ranka w szpitalu
zadawałam sobie pytanie, czy moja choroba to znak. Zbyt długo zwlekałam z poprosze-
niem taty o przekazanie ci informacji. Gdybyś wrócił, szukał mnie, próbował się skon-
taktować albo nawet porozmawiać...
Valente skrzywił się.
- Jestem zawziętym człowiekiem. I bardzo dumnym. Kiedy miałem kłopoty, z tego
czerpałem siłę. Powinienem bardziej w ciebie wierzyć. To nas rozdzieliło. Mój brak
wiary. Byłem przekonany, że mnie oszukałaś; że rodzina przekonała cię, żebyś mnie zo-
stawiła w kościele. Winiłem cię za to wszystko.
Caroline chciało się płakać. Jak mogła oczekiwać od niego wiary w takich oko-
licznościach, skoro tylu ludzi go skrzywdziło?
- Byłam przekonana, że dostałeś moją wiadomość przed wyjściem do kościoła.
Matthew skłamał. Powiedział mi prawdę dopiero po naszym ślubie. Kiedyś się na mnie
wściekł. Chciał mnie zranić i przyznał, że nawet cię wtedy nie szukał.
- Za pózno się dowiedziałaś, że Matthew ma swoją ciemną stronę - zauważył.
- A ty takiej nie masz? - chciała wiedzieć.
- Owszem, zawsze miałem w sobie bezwzględność. Bez niej nie przetrwałbym w
moim świecie ani nie rozwinął w nim skrzydeł. Jedyną osobą, której pokazałem się bez
tej broni, byłaś ty.
Caroline nie mogła powstrzymać łez. Płynęły po jej policzkach gorącym strumie-
niem. Valente przysiadł na skraju łóżka i wyciągnął do niej rękę. Odepchnęła ją z impe-
tem.
- Nie dotykaj mnie! Dlaczego nie przeczytałeś chociaż jednego z moich listów? Jak
mogłeś być tak tępy, żeby uznać tę sytuację za test na twardość? - wykrztusiła Caroline,
zanosząc się od płaczu.
Popatrzył na nią pełnym napięcia wzrokiem.
R
L
T
- Odezwał się we mnie macho, którego tak nie lubisz. Przez ciebie stałem się bez-
bronny i wrażliwy. Wcale mi się to nie podobało. Tym razem chciałem, żeby wszystko
wyglądało inaczej.
- I udało ci się - potwierdziła Caroline. Wyślizgnęła się z pościeli po drugiej stronie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]