[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Patrick położył pistolet na ziemi i rozluznił mięśnie dłoni, która ściskała
kolbę. To ten moment. Działać albo umrzeć.
Ponieważ Patrick nie zamierzał żegnać się z życiem, postanowił działać.
Obrócił się gwałtownie na pięcie i uderzył z całej siły w nogi
przeciwnika.
Uderzenie pozbawiło równowagi napastnika, który poleciał raptownie do
tyłu. Upadając, oddał strzał w powietrze.
Patrick zamachnął się i posłał pięść hakiem prosto w szczękę
przeciwnika. Ten wydał z siebie głośny jęk, ale szybko się otrząsnął.
Przyładował pięścią w klatkę piersiową Patricka. Szeryf jęknął i sięgnął do
gardła napastnika.
Przetoczyli się. Raz Patrick siedział okrakiem na bandycie i okładał go
pięściami, a raz sam obrywał.
Patrick wszakże miał po swojej stronie coś, czym nie dysponował Big
Jack: ogromną desperację.
Patrick znowu usiadł napastnikowi na klatce i zasypał go gradem ciosów.
Usłyszał jęki Jacka. Pomyślał o tym, jak ten bandyta skrzywdził Bree i groził
Peterowi, więc zaczął go okładać dopóty, dopóki przeciwnik się ruszał.
Nie potrafił przestać. Wciąż oczami wyobrazni widział, jak ten drań
krzywdzi Bree.
Bił go w twarz coraz mocniej. I jeszcze mocniej. I jeszcze...
Starczy. Patrick zawahał się. Pięść zawisła w połowie drogi.
175
RS
Dość. Dokopanie się do Bree i Petera było ważniejsze, niż spranie tego
gościa na śmierć.
Patrick poszedł do auta, wyjął parę nylonowych kajdanek i unieruchomił
bandytę.
Dla pewności dołożył mu jeszcze jednego kopniaka. W odpowiedzi
dotarł do niego stłumiony pomruk. Bandzior był nieprzytomny.
Patrick zostawił go leżącego na ziemi i podniósł swój telefon. Rzucił
okiem na wyświetlacz i posłał mu gniewne spojrzenie.
Do diabła!
Zupełnie zapomniał. Brak cholernego zasięgu.
Pognał w kierunku zasypanego wejścia do kopalni i zawołał Bree. %7ładnej
odpowiedzi. Krzyknął ponownie, ale nadal nic.
Odrzucił kilka głazów, ale doszedł do wniosku, że takie bezładne
wyciąganie kamieni i przekopywanie się na chybił trafił do niczego nie
prowadzi. Potrzebował pomocy.
Pobiegł do SUV a, wskoczył do środka i popędził pełnym gazem ku
wejściu do kanionu. Sprawdził telefon.
Na szczęście złapał wreszcie zasięg.
Zadzwonił na dyżurkę i opisał sytuację. Przerwał połączenie i schował
aparat do kieszeni kurtki.
Okazało się, że do kanionu zmierzał już patrol zaalarmowany
histerycznym telefonem od siostry Bree. Centrala powiadomiła służby
ratownicze, które będą na miejscu lada moment.
Czy mają tyle czasu?
Bree poruszyła się.
Czyżby usłyszała skrobanie?
176
RS
Nastawiła uszu.
Może to tylko jej wyobraznia.
Peterowi dopiero niedawno udało się w końcu zasnąć. Dotknęła jego
czoła. Sprawdziła, czy równo oddycha.
Potrząsnęła latarką, kiedy światło zaczęło przygasać.
Jeżeli Patrickowi coś się stało...
Przecież on tam może leżeć... umierać.
Nie. Odrzuciła od siebie tę myśl. Na pewno znajdzie sposób na to, jak
obezwładnić napastnika i sprowadzić pomoc.
Była tego pewna.
Bolała ją głowa. Uniosła rękę i pomasowała sobie czoło. Coś wilgotnego
i klejącego się zostało jej na palcach.
Przyjrzała się im, świecąc sobie latarką. Krew.
Przeszedł ją dreszcz. Krwawiła. Nagle, jakby dopiero wtedy zdała sobie
sprawę z własnych obrażeń, całe ciało zaczęło ją boleć. Plecy. Prawa ręka. I
głowa. Głowa pulsowała jej bólem.
Ale wszystko było w porządku.
Co najważniejsze, wydawało się, że obrażenia, które odniósł Peter, nie
zagrażają jego życiu.
Bree wróciła myślami do historii, które opowiadała synkowi, zanim udało
jej się go uśpić. Z każdym słowem powracało do niej z wielką mocą
wspomnienie, jak bardzo kochała Patricka.
Była wtedy młoda, impulsywna i za bardzo skupiała się na karierze
zawodowej. Pogrzebała związek, który mógł okazać się jednym z tych, które
trwają przez całe życie.
Mało tego: pozbawiła syna prawa do posiadania pełnej rodziny.
177
RS
Jeżeli uda im się stąd wydostać, postanowiła, że dopilnuje, aby Peter miał
ojca.
Nie mogła zmienić przeszłości, ale mogła zacząć naprawiać
terazniejszość.
Znowu do jej uszu dotarło skrobanie.
Pojawiła się w niej iskierka nadziei.
Czyżby Patrick sprowadził pomoc?
Odsunęła się ostrożnie od Petera i przeczołgała się ku zawalonemu
wejściu.
Przyłożyła ucho do sterty gruzu i zaczęła nasłuchiwać.
Głosy. Znowu drapanie.
Tak jest! Sprowadził pomoc.
Początkowo chciała obudzić synka i przekazać mu dobrą nowinę, ale
postanowiła, że należy mu się więcej snu. Kiedy spał, nie cierpiał.
Chciała wykrzyczeć imię Patricka, ale to zbudziłoby Petera.
Tak więc czekała. Czekała i słuchała.
Głazy, które zagradzały jej drogę do wolności, nagle przesunęły się i
zaczęły toczyć się we wszystkie strony.
Odczołgała się odrobinę dalej od wejścia.
Promień słońca rozświetlił panujące w zawalonej kopalni ciemności.
Wyciągnęła przed siebie rękę i zaczęła szybko mrugać, żeby przyzwyczaić się
do światła.
Bree! Patrick.
Tak! Tutaj jesteśmy!
Serce biło jej coraz mocniej i mocniej. Wszystko będzie dobrze. Patrick
żył.
178
RS
Powtórzyła w myślach dziękczynną modlitwę, dziękując Bogu za to, że
ich ocalił.
Kiedy w rumowisku pojawiła się wyrwa na tyle duża, że Bree pośród
ludzi, którzy usuwali kamienie, zobaczyła twarz Patricka, wybuchła płaczem.
Przeczołgała się w głąb kopalni do Petera i delikatnie obudziła go.
Chłopiec jęknął, a Bree poczuła w sercu ukłucie bólu.
Kochanie, przyszli, żeby nas uratować. Peter zatrzepotał rzęsami i
otworzył szeroko oczy.
Mój tata?
Bree, choć usta jej drżały, uśmiechnęła się.
Tak, twój tata i jego przyjaciele są tutaj, żeby nas zabrać z tego miejsca.
Peter oblizał wargi.
Boli mnie noga.
Wiem, skarbie. Wkrótce poczujesz się lepiej.
Wtedy wszystko zaczęło się dziać w błyskawicznym tempie. Najpierw w
wyrwie ukazał się sanitariusz.
Jak wygląda sytuacja, pani detektyw?
Nic mi nie jest upierała się Bree, choć sanitariusz z powątpiewaniem
przyglądał się jej głowie, oświetlając ją silnym światłem swojej latarki. Ale
mój syn ma chyba nogę złamaną w łydce.
Sanitariusz pochylił się nad Peterem.
Cześć, mały. Pozwól, że ci się przyjrzę.
Nagle obok niej wyrósł Patrick. Przycisnął ją do siebie tak mocno, że z
trudem mogła złapać oddech. Bree wylała morze łez w jego silne ramiona.
Dziękuję wymamrotała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]