[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Posłuchaj, nie jest tak, jak sugerujesz.
- Tak naprawdę jest nawet gorzej, niż mówiłem! -Twarz mu się skurczyła z
nienawiści do samego siebie. - Pewnie nie wiesz, że nie jestem synem Hammonda,
tylko jego siostrzeńcem, na dodatek bękartem. Wszystko, co posiadam, mam z
jego łaski. Nie mam nawet własnego nazwiska, które mógłbym ci dać! A ty - za-
mknął oczy, po chwili je otworzył i utkwił wzrok w jej twarzy - dysponujesz
własnym, dość znacznym majątkiem, z którego nie ośmieliłbym się wziąć ani
pensa, gdybyśmy się pobrali.
- Barney, przestań. - Lavender podeszła bliżej i przygwozdziła go wzrokiem.
Położyła mu obydwie dłonie na ramionach i przytrzymała, czekając, aż się
uspokoi.
- Uznałabym, że moje pieniądze zostały dobrze wy-korzystanę, gdybyś dzięki nim
mógł spełnić swoje pra-
----nia.
Barney odskoczył od niej jak oparzony.
- Nie! To jest absolutnie nie do przyjęcia!
- Przemawia przez ciebie niemądra duma i tyle. -Lavcnder wzięła głęboki oddech i
ciągnęła, już spokojniej: - Wyświadczyłeś mi zaszczyt, prosząc o moją rękę.
Jestem w pełni świadoma minusów, które dostrzegasz w naszej sytuacji, ale - nie
odrywając oczu od jego
twarzy, dokończyła: - kocham cię. Znów położyła mu dłonie na ramionach i
stanęła na palcach, chcąc go pocałować. Nagle poczuła, jak ją obejmuje i pochyla
głowę. Pocałunek był głęboki i słodki, lecz niewolny od rozpaczy, a po chwili Bar-
ney rozluznił uścisk. W jego twarzy dostrzegła desperację.
- Lavender, ja też cię kocham, to jednak nie wystarczy.
Lavender wyśliznęła się z jego ramion. Nagle zrobiło
jej się zimno. Przez chwilę wpatrywała się w jego twarz i coś w niej umarło na
widok tego, co w niej zobaczyła. Powiedziała powoli:
- W takim razie, panie Hammond, jeśli tak sprawy wyglądają, nie mogę zostać
pańską żoną. Pan jedną ręka daje, a drugą odbiera. Oświadcza się pan, po czym
wynajduje tysiączne powody, dla których nie powinnam przyjąć pana propozycji.
Kocham pana i pan twierdzi, że kocha mnie również, tyle że to dla pana za mało.
Cóż. jestem odważniejsza od pana. Mnie by to wystarczyło. Ale proszę się nie
obawiać. Nie przyjmę pana oświadczyn. Dziękuję za zaszczyt, który mi pan
uczynił tą propozycją, obawiam się jednak, że w tej sytuacji muszę odmówić.
Wtedy spostrzegła na jego twarzy ulgę, być może przelotną. W tym momencie coś
w jej sercu umarło. Nie wiedziała, jak udało jej się zachować opanowanie na tyle
długo, aby go odprawić, ale głos nawet jej nie zadrżał.
- Nie mam nic więcej do powiedzenia. Zegnam pana, panie Hammond.
Kiedy usłyszała trzaśniecie drzwi wejściowych, rzuciła się na poduszki w wykuszu
okiennym i wybuchnę-ła płaczem.
- To bardzo trudna sprawa - zauważyła Caroline, co jej szwagierka uznała za
wielkie niedopowiedzenie. -Nie da się ukryć, że pan Hammond ma słuszność, bo
nie ulega wątpliwości, że dla świata wasze małżeństwo byłoby mezaliansem!
Lavender okrążyła sypialnię. Wcześniej zamknęła się na klucz, nie chcąc nikogo
widzieć, Caroline udało się ją jednak przekonać, żeby ją wpuściła i teraz siedziała
zwinięta w kłębek w nogach szerokiego łóżka.
- Dlaczego wszyscy muszą myśleć w ten sposób? -spytała Lavender. Głowa pękała
jej od nawału przeżyć.
- Barney dorównuje mi pod każdym względem - jest mądry, pełen współczucia i
miły, a jednak nikt nie bierze pod uwagę tych zalet i wszyscy mówią tylko o pie-
niądzach i pozycji.
- Nie gorączkuj się tak - powiedziała Caroline z błyskiem w oku. - Nie musisz go
przede mną bronić. Naprawdę lubię Bameya Hammonda i nie uszło mojej uwagi,
że jest właśnie taki, jak mówisz, a do tego niezwykle przystojny. Ale - oczy jej
posmutniały - nie ulega wątpliwości, że jeśli za niego wyjdziesz, zrobisz to. co
cały świat uważa za wielką pomyłkę. Ponadto trzeba spojrzeć na tę sprawę z
praktycznego punktu widzenia. Teraz może ci się wydawać, że w imię miłości
zniosłabyś wszystko, lecz gdyby przyszło co do czego, nie byłoby ci z tym łatwo.
Pomijając już afronty i szyderstwa naszej sfery, musiałabyś pogodzić się z faktem,
że len bezczelny Arthur Hammond jest twoim teściem, a twój mąż jest zmuszony
pracować w jego sklepie. Z pewnością rozumiesz, że twoja sytuacja byłaby nie do
pozazdroszczenia!
Lawender podeszła do okna i wyjrzała. Zmierzchało się. Nagle zapragnęła uciec z
domu, uciec od trudnego probłemu własnej przyszłości. Obraz, który odmalowa---
Caroline, był rzeczywiście ponury, nie mogła temu
zaprzeczyć. Przezwyciężenie wszystkich przeszkód wymagałoby wiele
miłości i uporu. Była gotowa podjąć ryzyko za cenę tej miłości, ale Barney nie był
- i to rozstrzygało sprawę. A więc być może ostatecznie nie było się nad czym
zastanawiać.
Przez chwilę myślała o sekretnych planach naukowych Barneya, związanych ze
studiowaniem farmacji Mogłaby sfinansować jego studia, gdyby był skłonny
przełknąć dumę i przyjąć od niej pieniądze. Z czasem uwolniliby się od wpływu
Hammonda, mogliby być szczęśliwi.
Barney jednakże okazał się zbyt uparty na to, aby zgodzić się żyć za pieniądze
żony, nawet w imię miłości. Lavender przycisnęła czoło do chłodnej okiennej
szyby i na moment zamknęła oczy.
Raptownie odwróciła się twarzą do Caroline.
- Jest jeszcze jedno wyjście, choć dotąd o tym nie rozmawialiśmy. Odrzuciłam
oświadczyny Barneya i zdania nie zmienię. Nie dlatego, że uznałam, iż nie będę w
stanie pogodzić się z niedogodnościami, które mi przedstawiłaś, najdroższa Caro.
Powód jest inny. On nie kocha mnie wystarczająco mocno, aby to zrobić. A więc
wezmę moje pieniądze, wyprowadzę się stąd, daleko od plotek, zamieszkam sama
i nigdy nie wyjdę za mąż.
Zabrzmiało to jak wyzwanie, lecz serce pękało jej z bólu. Po pierwsze, kochała
Hewly Manor i okoliczne wioski i myśl o wyprowadzce napełniała ją przeraże-
niem. Po drugie, jeszcze bardziej kochała Barneya, skoro jednak on nie widział
możliwości poślubienia jej z milości, nie była gotowa na kompromis. Przyszłość
rysowała się przed nią w czarnych barwach, ale przynajmniej nie będzie od nikogo
zależna. Caroroline wyglądała na zamyśloną. - Rozumiem twoją decyzję,
Lavender, jest jednak pewien problem. Masz dopiero dwadzieścia trzy lata i w
ciągu najbliższych dwóch lat nie będziesz mogła korzystać ze swoich pieniędzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl