[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Skowronek poluzował wentyl. Idąc słyszałem, jak wychodzi ze mnie powietrze, widziałem, że nie
oświetlam już sobie drogi, że już nie widzę, i miałem wrażenie, że tak samo jak ja, sflaczał i mój
krawat, chusteczka też, jakbym pobiegał w deszczu.
Miałem to szczęście, że największe wydarzenie i zaszczyt, jaki ze wszystkich hoteli i
restauracji może spotkać tylko jeden i jedną, przytrafił się hotelowi  Paryż . Okazało się, że na
Zamku prezydent nie ma złotych sztućców, a delegacja, która akurat zjechała do Pragi z tak zwaną
oficjalną wizyta, gustowała w złocie. Osobisty sekretarz prezydenta i sam szef prezydenckiej
kancelarii próbowali wypożyczyć złote sztućce od osób prywatnych albo od księcia
Schwarzenberga czy Lobkowica. I owszem, ci magnaci mieli sztućce, z tym, że nie tyle, ile było
trzeba, a oprócz tego wszędzie były inicjały i wygrawerowane w trzonkach łyżek i noży znaki
herbowe tych rodów. Jedynym, kto by mógł wypożyczyć panu prezydentowi złote sztućce, był
książę Thurn Taxis, ale musiałby po nie posłać do Ratyzbony, gdzie były w zeszłym roku na weselu
członka tego bogatego rodu, który miał w Ratyzbonie nie tylko swoje hotele, ulice, ale całe
dzielnice i nawet własny bank. Więc wszyscy kandydaci odpadli i w końcu przyjechał do nas sam
szef kancelarii, a kiedy wychodził od naszego szefa, był wściekły jak licho, i to był dobry znak&
Tak orzekł pan Skowronek, ten, co obsługiwał angielskiego króla. Wyczytał z miny szefa kancelarii,
a potem z twarzy pana Brandejsa, do którego hotel  Paryż należał, wywiedział się, że nasz szef nie
zgodził się wypożyczyć swych złotych sztućców, a jeśli, to pod warunkiem, że przyjęcie będzie
tutaj, u nas, i że dopiero wtedy wyjmie z sejfu swoje złote noże, widelce, łyżki i łyżeczki. I tak oto
dowiedziałem się, i o mały włos wtedy nie padłem, że nasz hotel ma złote sztućce na trzysta
dwadzieścia pięć osób& No i na Zamku uradzili, że bankiet dla niezwykłego gościa z Afryki i jego
świty odbędzie się u nas. W całym hotelu zaczęły się porządki, przyszły kobiety z kubełkami i
szmatami i czyściły nie tylko podłogi, ale nawet ściany i sufity, i wszystkie żyrandole, tak że hotel
świecił się i cały lśnił. Aż wreszcie nadszedł dzień, w którym miał przyjechać i zamieszkać u nas
abisyński cesarz ze swoim orszakiem. Przez cały dzień ciężarówka skupowała w praskich
kwiaciarniach róże, asparagusy i orchidee, lecz w ostatniej chwili przyjechał osobiście szef
kancelarii Zamku i wymówił zakwaterowanie, ale bankiet potwierdził. Nasz szef się tym nie
przejął, bo i tak wszystkie wydatki związane z zakwaterowaniem i sprzątanie wliczył do rachunku,
więc zaczęliśmy się przygotowywać do bankietu na trzysta osób. Z hotelu. Steiner
wypożyczyliśmy kelnerów i oberkelnerów, a pan Szroubek tego dnia zamknął swój hotel i
wypożyczył nam swoich kelnerów, no a z Zamku przyszli detektywi, ci sami, którzy wozili ze mną
Bambino di Praga. Przywiezli ze sobą trzy stroje kucharzy i dwa kelnerskie fraki i natychmiast się
przebrali, żeby w nich penetrować i poniuchać w kuchni, dopilnować, żeby nikt cesarza nie otruł, a
z kolei kelnerzy zlustrowali pomieszczenia restauracyjne, z których najlepiej by się miało cesarza
na oku. Szef kuchni z szefem kancelarii i panem Brandejsem układali menu dla trzystu gości. Bite
sześć godzin głowili się nad tyra menu, a potem pan Brandejs kazał załadować swoje chłodnie
pięćdziesięcioma udzcami cielęcymi, sześcioma krowami na zupę, trzema zrebiętami na befsztyki
plus jeden wałach na sos, sześćdziesięcioma wieprzkami, każdy o wadze nie więcej jak
sześćdziesiąt kilo, dziesięcioma prosiakami, trzystoma kurczakami, nie licząc już kozła i dwóch
jeleni. Więc wtedy z panem oberem Skowronkiem pierwszy raz zszedłem do naszych piwnic, gdzie
piwniczny pod okiem obera przeliczył zapasy win, koniaków i innych trunków& Osłupiałem, bo ta
piwnica była zaopatrzona tak, jakbyśmy byli firmą Oppelt, hurtownicy w handlu winem i wódkami.
Pierwszy raz widziałem całą ścianę ze sterczącymi butelkami Heinkel Trocken i musujących
szampanów, od Veuve Clicot aż po firmę Deinhardt z Koblencji, całe ściany koniaków Martel i
Hennessy, setki butelek najprzeróżniejszych gatunków szkockiej whisky, widziałem też
najprzedniejsze wina mozelskie i reńskie, i nasze bzeneckie z Moraw, i czeskie z Mielnika i
%7łernosek. Ober Skowronek przechodząc z piwnicy do piwnicy zawsze głaskał szyjki butelek; robił
to tak czule, jakby był alkoholikiem, chociaż on alkoholu właściwie nigdy nie pił, nigdy nie
widziałem, żeby pan Skowronek pił, i teraz w piwnicy dotarło do mnie, że nie widziałem też, żeby
sobie kiedyś przysiadł, zawsze stał, nawet papierosa palił na stojąco.
Tam, w piwnicy, przyjrzał mi się i wyczytał moje myśli. Musiało tak być, bo ni stad, ni
zowąd powiedział:  Pamiętaj, jak chcesz zostać dobrym oberkelnerem, to nie wolno ci siadać, bo
pózniej nogi tak cię rozbolą, że robota zamieni się dla ciebie w piekło&  Piwniczny zgasił za
nami światło i wyszliśmy z piwnicy. Tego samego dnia dotarła wiadomość, że abisyński cesarz ma
ze sobą własnych kucharzy i właśnie u nas, właśnie dlatego, że mamy złote sztućce, jakie i on ma w
Abisynii, jego kucharze zrobią abisyńską specjalność& Dzień wcześniej, dzień przed tą biesiadą
przyjechali ci kucharze z tłumaczem, cali byli czarni i lśnili, ale było im zimno. Nasi kucharze mieli
być pomocnikami, na co szef kuchni nadąsał się, odwiązał fartuch i poszedł sobie obrażony, ale to
nic. Ci kucharze z Abisynii zaczęli gotować kilkaset jajek na twardo i śmiali się przy tym szczerząc
zęby, a potem przywiezli dwadzieścia indyków i piekli je w naszych piekarnikach, a w wielkich
misach rozrobili jakieś nadzienie, do którego potrzebowali trzydzieści koszy bułek, i garściami
sypali do niego przyprawy i pietruszkę, która przywiezli na taczce. Nasi kucharze ją posiekali i
wszyscy byliśmy ciekawi, co teraz te czarne chłopaki zrobią. Od czasu do czasu chciało im się pić,
więc nosiliśmy im pilzneńskie piwo, które oni wychwalali i dawali nam kosztować ichniego likieru;
z jakichś traw toto było, takie odurzające i pachnące pieprzem i mielonym zielem angielskim. A
potem tośmy się wystraszyli, bo kazali sobie przywiezć dwie wypatroszone antylopy, które
wcześniej kupili w zoo. Szybko je oprawili i piekli te antylopy w największych, jakie ze sobą mieli, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl