[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Co?! Co zrobiłeś?!?
 No. . . tego, zmusiłem szczura, żeby. . . eee. . .  Flagit wyglądał na zmie-
szanego.
 Szczury zawsze robią rysy na stołach  zauważył Nabab.
 Nie, nie, raczej koty. To ma coś wspólnego z dbaniem o ostrość pazur-
ków. . .
 Szczury, koty. . . i co z tego?
 Hmm, wydaje mi się, że nie rozumiesz. . . że nie wyraziłem się dostatecznie
jasno  poprawił się Flagit, zauważając gniewny błysk w oczach Nababa i do-
chodząc do wniosku, że konwersacja przyjmuje nieco inny tok, niż zaplanował.
 To nie był przypadkowy akt bezmyślnego wandalizmu. . . .  zaczął z innej
strony.
 Nie? To co w takim razie? Wyryły komplet dzieł Hieronima Kloscha? 
Nabab zachichotał nonszalancko.
Flagit warknął głośno i gniewnie postąpił do przodu, unosząc środkowy pazur
prawej łapy.
 Spoko, spoko!  krzyknął Nabab.
 To właśnie kazałem wyskrobać szczurowi. Głęboko na ćwierć cala, w lśnią-
cej powierzchni bardzo cennego, antycznego stołu z orzecha!  Każde słowo
podkreślał znaczącym machnięciem sztywnego pazura.
Po raz pierwszy od nagłego wtargnięcia do wnętrza Nabab zamilkł. Nie trwało
to długo.
 Nie wierzę ci  warknął, choć znacznie łagodniej niż poprzednio.  Po-
każ.
Częściowo opanowując podniecenie, Flagit nałożył mu siatkową piuskę na
głowę i starannie umocował ją między rogami.
 Teraz zamknij oczy  wyszeptał.
 Co? Mówisz poważnie. . . ?
 Zamknij je i słuchaj uważnie.
Szeptem przekazał szczegółowe instrukcje, wprowadzając go w bliski hipno-
zie stan konieczny do Sugestywnego Oddziaływania Umysłowego.
Gdy tylko Flagit zakończył komentarz, w sceptycznym umyśle Nababa poja-
wiły się wizje, wpadając mu w jazń jak spaniele uganiające się za kością.
33
Jęknął i otworzył szeroko oczy.
 Chyba działa  zachrypiał Flagit.  Widziałeś fioletowy błysk i małe
gwiazdki?
Nabab przytaknął bezwładnie.
 Co do diaska. . . ?
 Spróbuj jeszcze raz. Trzymaj oczy zamknięte i wypatruj wąsików.
Nabab zakrył powiekami wąskie zrenice. Powróciła ta sama wizja. Jęknął, usi-
łując otworzyć na powrót oczy, ale pogrążał się w coraz wyraznie j szych obrazach
z obcego świata leżącego tysiąc stóp nad nim. . .
 Widzisz wąsiki?  dotarło do niego pytanie Flagita.
 Ja, ja, nie  wymamrotał w odpowiedzi, cały czas usiłując dojść, co tak
naprawdę widzi.
Dokładnie nad nim krzyżowały się czarne pasma jakiegoś związku organicz-
nego, podtrzymując płaską płytę węglanów i złóż mineralnych. Po jego lewej
mrok rozjaśniała słabo lśniąca warstwa srebrnawego, przechłodzonego krzemianu
wapnia.
 Co ze stołem? Widzisz stół?  dręczył go szepczący wprost do ucha głos.
 Rozejrzyj się.
Nagle wizja zadrżała i jęła wirować przed oczyma duszy Nababa. Jęknął
i chwycił za poręcz krzesła.
 Trzymaj oczy zamknięte!  pouczył go Flagit.  Mocno, bo ci umknie!
Pojawiła się wizja stołu, na którym znajdowało się pęknięte lustro, niewielki
stos pergaminu i kolekcja chrząszczy. Nabab zapragnął wstać i chwiejnym kro-
kiem ruszył w stronę stołu. Musiał zobaczyć rysę. Odwrócił się i zawył, ujrzaw-
szy w lustrze twarz. Twarz kędzierzawej dziewięciolatki, uosobienia niewinności
w jaskrawoczerwonej nocnej koszuli.
Oto moja przynęta, pomyślał złowieszczo. Czas się zabawić!
Wyraz ust w lustrze zamienił się w grymas zdecydowanie zbyt piekielny jak
na przeciętną dziewięciolatkę, oczy zwęziły się, palce wygięły. Zaczęła szaleńczo
chichotać.
* * *
Tygodniowe pręgowane kociaki baraszkowały po chmurach z waty cukrowej,
ścigając różowe motki wełny i radośnie trącając łapkami dmuchawcowe zegary.
Jednodniowe pisklęta popiskiwały zachęcająco do nadmuchiwanych owieczek.
Tak wyglądało pojęcie dziewięcioletniej dziewczynki o milutkim szczęściu. Nie
umywało się do walk z piratami i poszukiwania skarbów, ale wystarczało jej, od-
34
kąd sięgała pamięcią.
Aż do tego dnia.
Nie mogła zdawać sobie sprawy, co spowodowało zmianę, ale w jej marze-
niach kociakom wyrosły zębiska, a z miękkich poduszeczek wysunęły się pazu-
ry. Niegdyś tak niewinne, kotki oblizywały się teraz żarłocznie, widząc, jak ape-
tycznie wyglądają pisklaki. Z owczych łbów wykiełkowały rogi, pojawiając się
z przerażającym chrupotem czaszek. Jej marzenia opanowało szaleństwo. Jednej
z beczących owieczek wyrosły pazury. Zagłębiła je w swej nieskazitelnej wełnie,
rwąc ją i szarpiąc, ujawniając ukryte pod spodem czarne łuski i wąskie czerwone
zrenice. . .
Mmmmm, pomyślała. W to mi graj!
Alea wyskoczyła z łóżka i podbiegła do lustra. Oczy jej się zwęziły, ręce wy-
gięły, zaczęła szaleńczo chichotać. Serce zabiło jej mocniej, gdy usłyszała swój
zmieniony głos, krew pędziła młodymi żyłami coraz szybciej i szybciej. Coś we-
wnątrz młodego umysłu wierciło się i rzucało, wzbijając tumany nikczemności
jak byk uderzający kopytem na arenie. Serce dziewczynki poznało nowe, nieznane
dotąd pokusy. . . chuligaństwo, destrukcja, obracanie w pył, nieodrabianie lekcji.
Każda komórka ciała marzyła o darciu i rozbijaniu. Wszystkie kończyny rwały
się do utęsknionego roztrzaskiwania i wzniecania pożogi. We wrzącym umyśle
pojawiła się trwoga.
 Co się ze mną dzieje?
 Czy ja dojrzewam?
Bez wyraznego powodu zapragnęła nagle wpaść do sąsiedniego pokoju i zro-
bić coś straszliwego.
Sekundę pózniej stała już na środku pracowni ojca, napawając się możliwo-
ściami zniszczeń. Jej uwagę przykuły półki pełne kolorów i odcieni. Flaszki atra-
mentów podstawowych sąsiadowały z dzbankami sproszkowanych farb w kolo-
rach pochodnych, rywalizowały z pięćdziesięcioma ośmioma tonami czerni ob-
rzucającej kwiat brzoskwini i jabłkową biel spojrzeniem pełnym niechęci i pogar-
dy wobec ich naturalnego, ciepłego uroku.
Myśli dziewczynki pełne były wizji słoiczków roztrzaskujących się o ściany,
tworzących niezmywalne tęcze zniszczenia w całej pracowni. Ale tym razem to
nie będzie przypadek. Wyłamała palce, aż strzeliły, zaśmiała się obłąkańczo i ru-
szyła w stronę karmazynu, lecz nagle przystanęła, ogarnięta wątpliwościami.
Rozrzucenie po całej pracowni galonów krzykliwego atramentu, zniszcze-
nie pracy ojca i spowodowanie kilkutygodniowego opóznienia byłoby złe, na- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl