[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się. - Jakie to romantyczne!
Abra prychnęła pogardliwie i wyjęła z szuflady srebrny kolczyk z koralikami.
- Co ma być takie romantyczne? Opony?
- Martwił się o ciebie i nie chciał, \eby coś złego ci się stało. Czy mo\e być coś
bardziej romantycznego?
Abra wrzuciła z powrotem kolczyk do szuflady i zacisnęła wargi.
- Nie myślałam o tym w ten sposób.
- Bo rzadko bywasz romantyczką. - Przewidując z góry odpowiedz, Jessie uniosła
rękę. - Wiem, co chcesz powiedzieć. śe ja zbyt często patrzę na świat z romantycznego
punktu widzenia. Taka ju\ jestem, kochanie. Ty znacznie bardziej przypominasz ojca - jesteś
praktyczna, rozsądna, bezpośrednia. Mo\e gdyby nie umarł tak młodo... - urwała i zaczęła
poprawiać poduszki na sofie. - Có\... było, minęło, a ja nale\ę do tych kobiet, które nie
potrafią \yć bez mę\czyzny.
- Kochałaś go? - Abra zaczęła szukać torby. - Przepraszam. - Potrząsnęła głową. - Ja
wcale nie chciałam o to pytać.
- Ale\ dobrze, \e zapytałaś. - Jessie westchnęła, rozmarzona, i zabrała się za składanie
bluzek. - Uwielbiałam go. Byliśmy młodzi, biedni jak myszy kościelne i śmiertelnie w sobie
zakochani. Czasami myślę, \e to były najpiękniejsze lata mojego \ycia. Nigdy ich nie
zapomnę i zawsze będę losowi za nie wdzięczna. Twój ojciec bezustannie mnie rozpieszczał.
Dbał o mnie i kochał mnie tak, jak ka\da kobieta chciałaby być kochana. Do dziś mam
wra\enie, \e w ka\dym mę\czyznie, z którym byłam pózniej związana, próbowałam doszu-
kać się jakichś podobieństw do niego. Kiedy umarł, byłaś jeszcze malutka, ale widzę go,
ilekroć na ciebie spojrzę.
Abra odwróciła się do matki.
- Nie wiedziałam, \e tak bardzo go kochałaś.
- Bo tak łatwo nawiązuję kontakty z innymi mę\czyznami? - Mówiąc to, Jessie
kilkoma zręcznymi ruchami pościeliła łó\ko. - Nie lubię być sama. Dla mnie \ycie we dwoje
jest równie wa\ne, jak dla ciebie niezale\ność. Flirt jest mi potrzebny do \ycia jak powietrze.
Wiem, \e nadal jestem ładna. - Z uśmiechem spojrzała w lustro i przeczesała włosy. - Lubię
ładnie wyglądać. Lubię czuć, \e się podobam. Oczywiście, gdyby twój ojciec \ył, moje losy
uło\yłyby się inaczej. Ale to, \e potrafię być szczęśliwa z kimś innym, wcale nie znaczy, \e
go nie kochałam.
- Je\eli odniosłaś wra\enie, \e chciałam cię skrytykować, to bardzo cię przepraszam.
Nie miałam takiego zamiaru.
Jessie wygładziła kapę na łó\ku.
- Prawda wygląda tak, \e mnie nie rozumiesz, a i ja często ciebie nie rozumiem. To
nie znaczy, \e cię nie kocham.
- Ja te\ cię kocham, mamo, i chciałabym, \ebyś była szczęśliwa.
- Och, robię, co mogę. - Jessie roześmiała się i wstawiła buty Abry do szafy. - Zawsze.
To jeden z powodów mojej wizyty. Chciałam cię zawiadomić, \e wyje\d\am na kilka dni.
- Ach tak? A dokąd?
- Do Las Vegas. Willie chce mnie nauczyć grać w black jacka.
- Jedziesz z panem Barlowem?
- Nie patrz tak na mnie - powiedziała Jessie. - Willie jest jednym z najmilszych ludzi,
jakich w \yciu spotkałam. To d\entelmen w ka\dym calu. Oczywiście zamówił dla nas
osobne pokoje.
- No có\... - Abra spróbowała pogodzić się z tym, co właśnie usłyszała. - Baw się
dobrze.
- Na pewno będę się dobrze bawić. Wiesz co, kochanie, gdybyś odkładała drobiazgi na
komodę, byłoby ci je łatwiej znalezć... O Bo\e! - Wzrok Jessie padł na naszyjnik. - Skąd to
masz?
- To prezent. - Abra z uśmiechem patrzyła, jak matka podbiega do lustra z
naszyjnikiem przy szyi. - Aadny, prawda?
- Więcej ni\ ładny.
- Mnie te\ bardzo się podoba.
- Nie powinnaś go zostawiać na wierzchu.
- Mam tu gdzieś pudełko. - Rozejrzała się. - Chyba zało\ę go dziś wieczorem.
- Gdyby był mój, nigdy bym go nie zdejmowała. Mówisz, \e to prezent. - Jessie
odwróciła się od lustra. - Od kogo?
- Od znajomego.
- Daj spokój, Abra...
- No więc, od Cody'ego. Kupił mi go w San Diego.
- No, no... - Jessie ujęła końce naszyjnika. Kamienie zalśniły jak gwiazdy. - Wiesz, co
ci powiem, kochanie, takie prezenty mę\czyzni dają tylko \onom... albo kochankom.
Abra oblała się rumieńcem. śeby to ukryć, odwróciła się i zaczęła szczotkować włosy.
- To miła pamiątka od przyjaciela i współpracownika.
- Współpracownicy raczej nie dają sobie kosztownych naszyjników.
- Nie bądz śmieszna. To nie są prawdziwe kamienie. Jessie na moment zamurowało.
- Moja jedynaczka - odezwała się po chwili - a taka niedokształcona.
Abra odwróciła się, rozbawiona.
- Przecie\ brylanty są białe, prawda? Tak czy owak, to śmieszne twierdzić, \e kupił mi
brylanty. Przecie\ to tylko śliczny naszyjnik z kolorowych kamyków.
- Abra, jesteś bardzo dobrym in\ynierem, ale czasami mnie martwisz. - Jessie sięgnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]