[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomysł.
 Wiem na pewno, że Carl doskonale traktuje swoich
pracowników, że w klinice kładzie się ogromny nacisk na
pielęgniarki i morale zespołu  powiedziała.  A mój tato cię
uwielbia, więc będziesz uprzywilejowana.
Kiedy powiedzieliśmy sobie dobranoc i poszliśmy do swoich
pokoi, zaczęło do mnie docierać, jaką dostałam propozycję. Po raz
pierwszy będę miała prawdziwą pracę. Czasem nie zdaję sobie
sprawy, jak bardzo przygniatają mnie moje kłopoty, póki się ich
nie pozbędę. Czuję się znacznie bardziej swobodna teraz,
wieczorem, niż czułam się rano.
Z łóżka zadzwoniłam do Ethana, żeby przekazać mu dobrą
wiadomość. Nie posiadał się z radości. A potem opowiedziałam
mu o reszcie wieczoru.
 Muszę być uczulona na kiełki brukselki  mówię.  Ledwie
udało mi się dobiec od stołu do toalety, zanim wyrzygałam cały
obiad.
 I co, nadal ci niedobrze? Poczekaj. Jadę po ciebie  mówi
on.
 Nie  mówię ja.  Już w porządku. Nie musisz.
 Ale chcę. To dobry pretekst, żeby cię zobaczyć.
Przyjeżdżam. Nie powstrzymasz mnie.
Zmieję się, a potem dociera do mnie, że wcale nie miałam
zamiaru tutaj nocować. Chyba wiedziałam, że udaję, żeby po mnie
przyjechał.
 Okej, przyjeżdżaj po mnie  mówię ja.  Nie mogę się
doczekać, żeby cię zobaczyć.
 Już jadę  mówi on.
Więc po półgodzinie od przyjazdu do domu, idę do drzwi na
spotkanie Ethana.
Kiedy przechodzę przez salon, żeby zabrać torbę, widzę w
kuchni Gabby. Jest w piżamie, nalewa wodę do szklanki.
 Dokądś się wybierasz?  pyta, drocząc się ze mną.
 Powstrzymaj mnie  mówię.
 Wiedziałam. Chociaż byłam pewna, że każesz się zawiezć
do niego, wytrzymałaś dłużej, niż przewidywałam.
 Przynajmniej jestem trochę nieprzewidywalna.
 Nie posunęłabym się aż do tego  mówi, kiedy odwracam
się do drzwi.  Poczekaj.
Bierze z blatu bułki cynamonowe i wręcza mi je.
 Proszę, wez to ze sobą. Zabierz do Ethana. Nie mogę na nie
patrzeć, bo wszystkie bym zjadła.
Zmieję się.
 A ty myślisz, że ja mogę?
 Najwyrazniej  mówi ona  przyciągasz bułki cynamonowe
wszędzie, gdzie się pojawisz. Ja nie potrafię tak żyć.
Biorę bułki.
 Powinnam wysłać twoim rodzicom liścik z
podziękowaniem  mówię.
Słyszę, jak zatrzymuje się samochód Ethana.
Gabby patrzy na mnie, jakby to był najgłupszy pomysł na
świecie.
 Poczuliby się urażeni  mówi.  To byłoby tak, jakbym
posłała im bułkę za to, że mnie wychowywali. Stój.
Zmieję się.
 Albo już idz  mówi.  On na pewno jest za drzwiami.
Zciskam ją i mówię, że spotkamy się jutro.
Wychodzę za drzwi, samochód Ethana stoi tuż przed nimi.
Widzę go na chwilę przed tym, jak on zauważa, że go zobaczyłam.
Wyciąga kluczyk ze stacyjki. Otwiera drzwi.
 Wspaniale wyglądasz  mówi.
Uśmiecham się na myśl, że Gabby mogła go usłyszeć.
Wyobrażam sobie, jak otwiera okno i krzyczy na całą ulicę:  Okej,
ale nie na tym polega wartość kobiety!
Uśmiecham się szerzej, idę do samochodu, on otwiera dla
mnie drzwi od strony pasażera. Obejmuję go i wsiadam. On wsiada
od swojej strony i odjeżdża od krawężnika.
 Czy to cały wypiek bułek cynamonowych, jaki mieli? 
pyta. Samochód wypełnia się zapachem.
 Tak  mówię.  A jak będziesz dla mnie miły, dam ci jedną
albo pięć.
 Ani chwili nudy bez bułek cynamonowych, i bez ciebie.
 Ani chwili  mówię.
Ethan chwyta mnie za rękę przed znakiem stop. Całuje mnie
w policzek na czerwonym.
Przy nim czuję się sobą. I lubię z nim być. Jak do tej pory
podobam się sobie w tym mieście. Czuję się jak dawno
zapomniana wersja siebie, wersja, w której jest mi znacznie
wygodniej niż w tej nowojorskiej.
Nagle mały, żwawy piesek wypada na środek jezdni.
Ethan szybko skręca do krawężnika, żeby go nie przejechać.
Piesek biegnie dalej, na chodnik po przeciwnej stronie. Jest dość
pózno i za nami nie jadą żadne samochody. Ethan się zatrzymuje.
 Musimy mieć tego psa  mówi, gdy trzymam dłoń na
klamce i już mam wyskoczyć, żeby go złapać. Oboje wysiadamy z
samochodu i biegniemy w stronę pieska, rozglądając się, czy nic
nie nadjeżdża.
Widzę go tuż przed sobą.
 Po prawej stronie ulicy, przy kontenerze na śmieci 
mówię.  Widzisz?
Ethan podbiega do mnie, patrzy. Zaczyna powoli iść za psem.
 Hej, koleś  mówi, kiedy się zbliżył.
Piesek drepcze po ulicy i nic go nie obchodzi. Ethan skrada
się, próbuje go schwytać, ale piesek, ledwie go zobaczył,
odskakuje w drugą stronę. Biegnę szybciej i próbuję odciąć mu
drogę, ale mnie wymija. Piesek jest brązowo-płowo-biały, większy
niż mi się wydawało z daleka, ale i tak z tych niedużych, coś w
rodzaju teriera. Kudłaty, ale krótkowłosy, mały, ale zadziorny.
Nadjeżdża samochód. Ethan znów jest blisko, próbuje złapać
pieska, ale nie udaje mu się. Piesek myśli, że się bawimy.
Samochód jedzie hałaśliwie. Zaczynam panikować, że piesek
znowu wybiegnie na ulicę. Jestem jakiś metr od niego. Piesek
zabawnie podskakując, oddala się.
Warczę na niego głośno. Wydaję najlepsze zwierzęce wycie,
na jakie mnie stać.
Piesek nagle się zatrzymuje. Odwracam się od niego i
zaczynam biec, mam nadzieję, że będzie mnie gonił. Goni. Kiedy
dobiega do moich nóg, skacze na mnie. Szybko się schylam i łapię
go. Samochód przemyka obok nas. Czuję ulgę.
To suczka. Nie ma obroży. Nie ma identyfikatora.
Ethan biegnie mi na spotkanie. Trzymam pieska w
ramionach.
 Chryste  mówi.  Naprawdę myślałem, że już po niej.
 Wiem  mówię.  Ale już w porządku. Mamy ją.
Zwinęła się w kłębek dokładnie na moich piersiach. Liże po
ręce.
 Cóż, wyraznie widać, że ten pies to wytresowany zabójca 
mówi Ethan.
Zmieję się.
 Jasne, nie mam wątpliwości, że tylko czeka na okazję, żeby
zaatakować.
 Nie ma żadnych identyfikatorów  mówi Ethan.  %7ładnej
smyczy, w ogóle nic.
 Nic  mówię, kręcąc głową.  Proponuję, żebyśmy zabrali
ją jutro do weterynarza i sprawdzili, czy ma chipa. Rozwiesimy
parę ogłoszeń.
 Dobrze. Tymczasem&
 Nie możemy jej zostawić na ulicy. Czy zgodzisz się, żeby
ci towarzyszyły dziś wieczór dwie kobiety?
Ethan kiwa głową.
 Na pewno znajdziemy dla niej miejsce.
Oboje zaczynamy iść w stronę samochodu. Kiedy już
jesteśmy, Ethan otwiera drzwi przed nami.
 Pewnie powinniśmy nadać jej imię  mówię.  Wiesz,
tymczasowe.
 Nie sądzisz, że powinniśmy nazwać ją po prostu Pies? 
mówi Ethan, idąc do drzwi po drugiej stronie.
 Nie. Myślę, że zasługuje na szlachetne imię. Coś epickiego.
Wspaniałego.
 Wielkie imię dla małego pieska  mówi Ethan.
Kiwam głową.
 Właśnie.
Ethan rusza. Przez chwilę myślimy, wreszcie czuję, że to to.
 Charlemagne  mówię.  Nasz mały Charlemagne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl