[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ale mieliśmy. . .  zaprotestował Gurder.  Powiedziałeś, że zabierzemy
ze Sklepu ile się da, przede wszystkim przewody i narzędzia. . . No i książki!
 Będziemy mieli szczęście, jak uda nam się zabrać siebie. Nie rozumiesz,
że nie mamy czasu?!
Przybiegł następny posłaniec  tym razem od Dorcasa, i złożył Masklinowi
meldunek szeptem. Ten wysłuchał go i uśmiechnął się zagadkowo.
 Czyżby Arnold Bros (zał. 1905) opuścił nas w godzinie potrzeby?  Naj-
wyrazniej wiara Gurdera też miała określone granice.
 Może to głupio zabrzmi, ale on raczej zdaje się nam pomagać  odparł
niespodziewanie Masklin.  Chyba nie zgadniesz, co ludzie właśnie pakują na
jedną z ciężarówek. . .
Rozdział dwunasty
I. I rzekł im Przybysz:  Chwała Imieniu Arnolda Brosa (zał. 1905).
II.  Albowiem wysłał oto nam Auto Ciężarowe i Ludzi, by wypełnili je wsze-
lakimi Rzeczami nam przydatnymi. Oto Znak: Wszystko Musi Pójść. Takoż i my.
Księga nomów, Wyjście, Rozdział 2, v. I-II
Pół godziny pózniej Masklin leżał na wsporniku obok Dorcasa, spoglądając
w dół, na garaż.
Nigdy nie widział tu takiego ruchu  ludzie kręcili się wszędzie, ładując roz-
maite rzeczy na ciężarówki, a pomagały im niewielkie, żółte pojazdy przypomi-
nające skrzyżowanie małej ciężarówki z wielkim fotelem.
Dorcas podał mu lunetę.
 Ale się pracowici zrobili  zauważył radośnie.  Cały ranek się tak kręcą.
Kilka ciężarówek zdążyło już wyjechać i wrócić pusto, nie przenoszą więc tego
zbyt daleko.
 Pismo mówiło coś o nowym Sklepie  mruknął Masklin.  Może to tam
wszystko przewożą.
 Może. Teraz to głównie dywany i tych zamarzniętych ludzi z Galanterii.
Masklin skrzywił się  według Gurdera ludzie stojący całkiem nieruchomo
w Galanterii Męskiej, Odzieży Dziecięcej, Młodej Modzie i Ubiorach Kobiecych
narazili się na gniew Arnolda Brosa (zał. 1905), który w ten właśnie sposób ich
ukarał. Konkretnie zamienił ich w potwornie brzydkie, różowe coś, a niektórzy
twierdzili, że na dodatek można ich rozłożyć na części. Z drugiej strony pewien
znany filozof z Galanteryjnych twierdził, że  wręcz przeciwnie  byli to wy-
bitni ludzie, którym Arnold Bros (zał. 1905) w nagrodę pozwolił zostać w Sklepie
na zawsze, a nie znikał ich po Zamknięciu. Masklin nie pierwszy raz przekonywał
się, że religię bardzo trudno zrozumieć.
Rozmyślania zbliżone do teologicznych przerwał mu nagły hurkot, z jakim
metalowe wrota garażu zwinęły się w górę, wpuszczając słoneczny blask. Naj-
bliższa ciężarówka ożyła i wyjechała z rykiem, powoli nabierając prędkości.
 Potrzebujemy ciężarówki z rzeczami z Działu Towarów %7łelaznych  przy-
pomniał Masklin.  I z jedzeniem.
113
 Z jedzeniem będzie gorzej: większość załadowali na pierwszą, jaka wyje-
chała. Na tą tam ładują głównie druty, narzędzia i inne rzeczy od %7łelaznotowaro-
wych.
 W takim razie ta musi być nasza.
 No dobrze, a co mam zrobić, gdy ją skończą ładować dziś i odjadą? Jak na
ludzi, to są niesamowicie wręcz pracowici.
 Przecież nie opróżnią całego Sklepu w jeden dzień?  Masklin aż się
wzdrygnął na taką ewentualność.
 Kto to może wiedzieć?  Dorcas wymownie wzruszył ramionami.
 To musisz ją powstrzymać, żeby nie wyjechała!
 Jak? Rzucając się pod koła? Nawet nie zauważą.
 Wymyśl coś!  zażądał Masklin.  Może być cokolwiek.
Dorcas uśmiechnął się szeroko:
 A, to jest zupełnie inna rozmowa. Chłopaki się tu zadomowili, to razem coś
wymyślimy.
Z całego Sklepu napływali do Działu Towarów %7łelaznych uchodzcy, wypeł-
niając przestrzeń sobą i przerażonymi szeptami. Ponieważ w tym dziale jeszcze do
końca nie opróżniono półek, nie ruszano tu w ogóle podłogi. W innych sytuacja
nie przedstawiała się tak radośnie. Wiele nomów odprowadzało wzrokiem prze-
chodzącego Masklina, a od tego, co widział na ich twarzach, włos mu się jeżył na
głowie.
Wyglądało mianowicie na to, iż wszyscy wierzą, że im pomoże, i przyglądają
mu się, jakby był ich ostatnią nadzieją.
Naprawdę nie wiedział, co zrobić, jeśli coś się nie uda, a przecież wszystko
było robione na łapu-capu, bo zabrakło czasu. Zmusił się, by wyglądać pewnie,
i to najwyrazniej im wystarczało. Tak naprawdę chcieli wiedzieć jedynie, że ktoś
gdzieś wie, co robić. Masklina zastanawiało tylko, kto jest tym kimś, bo na pewno
nie on.
Zewsząd docierały złe wieści  większość Działu Ogrodniczego została
opróżniona, Dział Odzieżowy był prawie pusty, z Działu Kosmetyków usunię-
to lady, ale na szczęście mieszkało w nim niewiele nomów. Nawet tu słychać było
łomoty i trzaski postępujących zniszczeń.
W końcu Masklin miał dość  zbyt wielu spoglądało na niego jak na obrazek,
ruszył więc z powrotem w stronę garażu.
Dorcas ciągle był na stanowisku obserwacyjnym.
 I co?  spytał Masklin.
 Jest lepiej, niż sądziliśmy.  Dorcas wskazał stojącą prawie pod nimi cię-
żarówkę.  Doładowali na nią różności z działu Zrób To Sam i trochę igieł i ta-
kich tam z Pasmanterii.
 Ona nie może stąd odjechać!
Dorcas uśmiechnął się szelmowsko.
114
 Urządzenie podnoszące drzwi nie zadziała  poinformował Masklina. 
Bezpiecznik zniknął.
 Co to  bezpiecznik ?
 To.  Dorcas wskazał gruby, czerwony walec leżący obok, na wsporniku.
 Zabrałeś go?
 Trochę było ryzykowne owiązać go sznurkiem. Gdy wyciągaliśmy, za-
iskrzyło naprawdę porządnie.
 A nie mogą włożyć innego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl