[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest w rodzinie?
- O nie! Mój ojciec był jedynakiem i nienawidził mleczarstwa. Po śmierci dziadka natychmiast
sprzedał farmę.
- A ja sobie nie wyobrażam, żebym mogła to miejsce opuścić. Tu jest moje życie. Tu są moje
korzenie. Wiem, że mam ciężką pracę, ale właściwie to nie wyobrażam sobie istnienia bez niej.
- Czasami się zastanawiam, czy gdybym był starszy, wtedy kiedy umarł dziadek, to czy nie
odkupiłbym farmy od spadkobiercy, czyli mojego ojca... Jakież inne miałbym wtedy życie. - Aż się
zaczerwienił ze wzruszenia, a może żalu.
Wren wyciągnęła dłoń, by dotknąć jego ramienia i wyrazić tym gestem współczucie, ale on szybko
się odsunął.
- No, to do roboty! - powiedział sucho i już w milczeniu pracowali do końca.
Chwila szczerości i zwierzeń minęła.
Gdy skończyli, wrócili do domu, w holu zdjęli wierzchnie okryćia, a zabłocone obuwie postawili na
specjalnie rozłożonej gazecie.
- Dziękuję za pomoc - powiedziała Wren. - Panie Winslow... - zaczęła.
- Panie? Tak formalnie?
98
SAMOTNI KOCHANKOWIE
- Mam bardzo formalne pytanie.
- Słucham? - Uniósł brwi.
- Mówił pan, że tylko chwilowo przebywa pan w tej okolicy, ale wspomniał pan również, że nie ma
pan już swojej pracy... - Bardzo ciężko przychodziło jej powiedzieć to, co chciała. Bała się popełnić
błąd. - Gdyby pan jednak zamierzał pozostać dłużej w Stephenville...
- Może jednak skończysz z tymi panami, Wren!
- Chciałam powiedzieć, że zawsze jest tu dla ciebie miejsce - dokończyła szybko.
Oczy mu zabłysły, coś w nim drgnęło. Czy dobrze zrozumiał? Co ona mu proponuje?
- Chciałam powiedzieć, że jeśli... jeśli... - Język jej się plątał. - Ze gdybyś zamierzał przestać...
gdybyś już nie chciał być wędrowcem, tylko się osiedlić na stałe... - Boże drogi, co ona plecie?
- O co ci chodzi, Wren? Przełknęła i wypaliła:
- Panie Winslow, czy nie zechciałby pan u mnie pracować?
Zaczęła się trząść jak galareta. Keegan to widział i zrozumiał, że ma do czynienia z kobietą
wyjątkowo nieśmiałą, którą wiele musiało kosztować powiedzenie tego, co powiedziała.
Zastanawiał się, co by jej bardziej ulżyło? Odpowiedz tak czy nie? Wzruszył ramionami.
- Nie chcę odpowiedzi od razu, proszę się zastanowić... Chodzi mi o to, żeby pan rozpatrzył tę
propozycję...
Ona marzy o tym, żebym tu został, pomyślał. I jak tu odmówić takiej słodkiej kobiecie?
SAMOTNI KOCHANKOWIE
99
- Mógłby pan zamieszkać w tym pokoiku nad oborą - ciągnęła. - Urządzi się go lepiej... - W
zdenerwowaniu nawijała na palec skraj bluzki.
To wstrząsnęło Keeganem: Maggie robiła dokładnie to samo. Boże, jaka ona jest pod wieloma
względami podobna do Maggie! Te same reakcje, ten sam gust, no i to samo emanujące z niej
ciepło... Ogarnęło go dziwne uczucie. Przecież właściwie nic nie kosztowałoby go powiedzieć Wren
tak. Jakąż sprawiłoby jej to radość. A sprawienie radości takiej kobiecie to przecież przyjemność...
Tylko że... Od śmierci Maggie i Kate upłynęło zaledwie osiemnaście miesięcy, a on interesuje się
już inną kobietą...
- Wiele nie mogę płacić. Właściwie nic. Daję dach nad głową i wyżywienie - przerwała tok jego
myśli Wren.
Musiał przyznać, że Wren Matthews bardzo go obchodziła. Nie, nie jako kobieta, ale jako
niesłychanie wartościowa osoba. I to jest chyba błąd.
Dotychczas przy życiu utrzymywała go tylko żądza zemsty. Pokarmem była nienawiść i ciągle
gorejący gniew. Ciekawe, co by powiedzieli jego dawni koledzy, gdyby to teraz widzieli? Czy
byliby dumni, że nie zaprzestaje polowania na Hellera? Czy też zgorszeni, że tak nisko upadł,
pozwalając, by niskie instynkty zżerały mu duszę. Chyba jednak jako dobrzy policjanci w tym złym
świecie chwaliliby determinację.
Prawda była taka, że gdyby podczas nalotu na gang handlarzy narkotyków, nie zastrzelił w
samoobronie Victora Hellera, to Connor Heller nie wybrałby go sobie za cel, zgodnie z zasadą oko
za oko, ząb za ząb.
100
SAMOTNI KOCHANKOWIE
Keegana ogarnęło bardzo nieprzyjemne uczucie. Ni to poczucie winy, ni żal, ni wyrzuty sumienia, a
może wszystko razem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że stoi teraz naprzeciwko Wren, że ona
wpatruje się w niego z niepokojem, jakby widziała, że dzieje się z nim coś niedobrego. I działo się.
Przebiegał myślami wszystkie fakty z przeszłości, ale one zaczynały mieć zupełnie inną wymowę,
inną barwę.
Policja aresztowała Hellera, gdy Keegan był jeszcze w szpitalu. Proces Connora Hellera odbył się
szybko i sprawnie. Keegan składał zeznania, siedząc na wózku inwalidzkim, cały w bandażach. Za
żadne skarby nie opuściłby ogłoszenia wyroku na mordercę. Heller otrzymał dożywocie. Policyjni
przyjaciele Keegana uczynili wszystko, by dobrze przygotować sprawę.
Ale wkrótce Connor Heller uciekł z więzienia. Trzepnął w głowę strażnika, przebrał się w jego
mundur i wyszedł frontową bramą. Wtedy to Keegan postanowił nie wracać do policyjnej służby,
choć jego przełożeni gorąco go do tego namawiali.
Keegan wiedział, że już nigdy nie będzie policjantem. Nie miał siły patrzeć, jak giną ludzie, których
prześladowcy umykają wymiarowi sprawiedliwości.
Zacisnął pięści i wlepił błędne spojrzenie w przestrzeń.
- Przed czym ty uciekasz, Keegan? - spytała cicho Wren.
- Nie uciekam przed niczym - odparł martwym głosem.
- No, to dlaczego nie miałbyś tu zostać?
Nie odpowiedział od razu, gdyż jego myśli poszybowały do tamtej nocy. Popełnił wówczas straszny,
niewy-
SAMOTNI KOCHANKOWIE
101
baczalny błąd. Powinien był zostać w domu, nie opuszczać Maggie i Kate. Powinien był je ocalić
albo wraz z nimi umrzeć. Ale pracował po godzinach. Bardziej pochłaniała go praca niż troska o
rodzinę.
Poczerwieniał i zaczął się dusić. Miał wrażenie, że oczy wychodzą mu z orbit.
- Keegan! - Wren była przerażona. - Czy powiedziałam coś nie tak?
Potrząsnął przecząco głową.
- Nie, nie. Absolutnie nic. - Nie wolno mu przerażać Wren. Opanuj się, człowieku!
Nieśmiało położyła dłoń na ramieniu mężczyzny.
- Chyba rozumiem. To musiało być okropne... Opowiedz mi!
- Nie! - Zesztywniał i cofnął się o krok. - Nie gniewaj się na mnie, Wren. Nie chcę cię w to mieszać.
- Jak sobie życzysz.
Była zrezygnowana. Keegan wydawał się w tej chwili równie ponury i grozny, jak wtedy, gdy
zapukał do jej drzwi w czasie śnieżnej burzy i prosił o pomoc. Nie było sensu próbować go
uspokajać. Było to równie beznadziejne jak próba oswojenia wilka. Niemniej powiedziała:
- Powinieneś o tym z kimś porozmawiać, a nie dusić wszystko w sobie.
- Nie mów mi, co mam robić! - krzyknął nagle. - Nie jesteś moją żoną. Nie waż się nic mi radzić.
Zrozumiałaś?
Bez słowa odwróciła się na pięcie i odeszła. Z oczu skapnęło jej kilka łez.
ROZDZIAA SMY
Keegan zawstydził się swojego wybuchu. Szybkim krokiem ruszył za Wren i zastał ją w saloniku,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]