[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostatniej
chwili zmieniły wyraz i stały się nagle smutne, kiedy wilk zabijał.
Wilk potrząsnął kudłatą głową i wycofał się w krzaki, żeby zajść od tyłu Antona Fabreza.
Słyszał, jak ziemia tętni strachem, pulsuje życiem. Słyszał krew płynącą żywo w tam tym
ciele,
czuł odór panicznego lęku i potu. Michaił zdusił wrażenia, pomyślał o Raven, o jej
współczuciu i
odwadze, i nagle chęć mordu zniknęła. Słońce przebiło się przez nic wielką szczelinę
między
chmurami i tysiące igieł zakłuło go w oczy.
Michaił, potrzebuję tych ziół. Słońce się wznosi i la cques'owi czas ucieka. Skończ z tym
już.
Odczekał, aż chmury znów się zeszły i potem wyszedł na otwartą przestrzeń, specjalnie
ustawił
się tyłem do Fabreza. Anton zmrużył oczy, a jego usta wykrzywił zły uśmiech Uniósł
broń, palcem
namacał spust. Ale zanim zdążył go nacisnąć, wilk skoczył, odwrócił się w locie i runął
na jego
klatkę piersiową, zgruchotał kości i rozdarł ciało aż do serca
Z pogardą przeskoczył trupa i ruszył w stronę domu Oczy cały czas mu łzawiły;
nieważne, jak
mocno zaciśnięte, wciąż spływały łzami. Był coraz bardziej ociężały. Zwiadomy, że czas
goni,
pędem wbiegł po stopniach do domu. Jedna łapa zmieniła się, wyrosły jej palce, żeby
mógł
chwycić klamkę i pchnąć ciężkie drzwi. Potrzeba snu robiła się niemal nieodparta, a
Jacques
przecież czekał na zioła.
Przekształcone ręce o ostrych szponach zawiesiły torbę z cennymi ziołami na silnym,
umięśnionym karku, a potem wilk znów rzucił się szalonym biegiem, na wyścigi ze
słońcem, które
wspinało się po niebie i coraz mocniej paliło przez pokrywę chmur.
Nagle zadudnił grzmot. Niebo zasnuło się grubymi, czarnymi chmurami, ciężkimi od
deszczu,
natura chroniła Michaiła przed promieniami słońca. Burza szybko napływała nad las, a
coraz
silniejszy wiatr porywał liście i szarpał gałęzie drzew. Piorun z trzaskiem przeszył niebo
gorejącym
batogiem roztańczonego światła. Niebo pociemniało, stało się kotłem pełnym
skłębionych,
wirujących chmur. Michaił wpadł do jaskini i przez labirynt korytarzy gnał w stronę
głównej
pieczary; zmieniał postać jeszcze w biegu,
Grigori zmierzył go chłodnym spojrzeniem srebrzystych oczu, a Michaił podał mu zioła.
To
cud, że przeżyłeś te swoje ostentacyjne popisy.
Jaskinię napełnił starożytny język, tak wiekowy jak sam czas. Głos Grigoriego był
piękny, a
przy tym rozkazujący. Nikt nie miał takiego głosu jak on. Wspaniałego, hipnotycznego.
Rytualna
pieśń stawała się kotwicą w tym morzu niepewności, na którym unosił się Jacques. %7łyzna
ziemia
przemieszana ze śliną Grigoriego leczyła poranioną szyję Karpatianina. Krew
Grigoriego, stara i
ponad miarę potężna, płynęła w żyłach Jacques'a. Uzdrowiciel kruszył i mieszał zioła,
dodając je
do kompresów na szyi Jacques'a.
Naprawiłem
już wewnętrzne obrażenia. Michaił, on jest słaby, ale wolę ma mocną. Jeśli złożymy
go głęboko w ziemi i damy mu czas, dojdzie do siebie. Włożył
kompres w dłoń Michaiła. Połóż
to sobie na oczy. To ci pomoże, póki nie będziemy mogli zejść pod ziemię.
Grigori miał rację. Kompres był jak zimny lód topiący się w ogniu, przyniósł ulgę
oczom.
Michaiła dręczył jeszcze inny koszmarny ból. Ziejąca, czarna pustka, która zaczynała się
rozprzestrzeniać i pochłaniać go, podszeptywać mu czarne, szalone myśli. Nieważne, ile
razy sięgał
myślami do Raven; zawsze znajdował pustkę. Rozum mu podpowiadał, że jest pogrążona
w
głębokim śnie, ale jego karpatiańska krew domagała się kontaktu z nią.
Musisz
teraz zejść pod ziemię stwierdził
Grigori Założę zaklęcia ochronne i zadbam, żeby
nikt nam nie przeszkodził.
Za
pomocą wielkiego znaku: tu leży Grigori, intruzom wstęp wzbroniony? odezwał
się cicho
Michaił z nutką grozby w głosie.
Grigori złożył ciało Jacques'a głęboko w uzdrawiające| ziemi, zlekceważył ironizowanie
Michaiła.
Grigori,
tym wszystkim sam równie dobrze mógłby, wypisać swoje imię na niebie.
Chcę,
żeby wampir dobrze wiedział, kim jestem, kogo sobie obrał na wroga. Wzruszył
ramionami, leniwie demonstrując przy tym silne mięśnie.
Pod skórą Michaiła mrowiła się potrzeba, silna jak ukąszenie tysiąca mrówek. Popatrzył
na
surową, a jednocześnie dziwnie zmysłową twarz Grigoriego. Była w nim wielka moc,
płonęła w
jego srebrzystych oczach.
Uważasz,
że teraz, z Raven, mam już wszystko i nic potrzebuję już nic. Specjalnie ściągasz na
siebie niebezpieczeństwo, żeby je odsunąć ode mnie i mojej kobiety bo w głębi serca
wierzysz, że
już dłużej nie dasz rady. Chętnie narażasz się na niebezpieczeństwo; szukasz sposobu
zakończenia
tego życia. Grigori, teraz jeszcze bardziej niż zwykle nasi ludzie ciebie potrzebują. Jest
jakaś
nadzieja. Jeśli zdołamy przetrwać najbliższe lata, mamy przed sobą przyszłość.
Grigori westchnął ciężko i odwrócił wzrok od stalowego spojrzenia Michaiła.
Może
jest sens chronić twoje życie, ale dla mnie niewiele już zostało.
Grigori,
nasi ludzie bez ciebie sobie nie poradzą i, mówiąc zupełnie wprost, ja też nie.
Jesteś
pewien, że nie przejdę na drugą stronę? spytał
Grigori nie bez ironii i uśmiechnął się
smętnie. Twoja
wiara we mnie przerasta moją własną. Ten wampir jest bezlitosny i pijany
własną siłą. Pragnie zabijać, niszczyć, ja codziennie poruszam się na krawędzi
podobnego
szaleństwa, jego moc w porównaniu z moją jest niczym, piórkiem na wietrze. Nie mam
serca, a
moja dusza jest czarna. Nie zamierzam czekać do momentu, kiedy nie będę już mógł sam
dokonać
wyboru. Jedyna rzecz, której nie chcę, to żebyś musiał mnie odszukiwać, żeby zniszczyć.
Moje
całe życie było wiarą w ciebie i ochranianiem cię. Nie chcę doczekać chwili, kiedy to na
mnie
trzeba będzie polować.
Michaił ze znużeniem machnął ręką, żeby otworzyć ziemię nad ciałem swojego brata.
Jesteś
naszym najlepszym uzdrowicielem, naszym największym skarbem.
1
dlatego moje imię szepczą ze strachem i grozą.
Pod ich stopami ziemia nagle zadygotała, zatrzęsła się i zadrżała niebezpiecznie.
Epicentrum
trzęsienia ziemi musiało znajdować się gdzieś bardzo daleko, ale nie sposób pomylić z
niczym ryku
wściekłości wampira, któremu zniszczono leże.
Nieumarły wszedł do swojego schronienia bez wahania i dopiero tam znalazł ciało
pierwszego
wilka. Każdy zakręt czy rozwidlenie korytarzy znaczyło kolejne ciało jednego z jego
podwładnych,
aż wreszcie stanął nad zwłokami ostatniego ze stada. Lęk zamienił się w panikę. Nie
przed
Michaiłem, którego sprawiedliwość i wiara w przestrzeganie reguł doprowadzą go kiedyś
do
upadku, ale przed tym mrocznym. Przed Grigorim.
Wampirowi nie przyszło wcześniej na myśl, że do tej gry może wtrącić się mroczny.
Andre
uciekł z bezpiecznego schronienia ulubionej kryjówki w ostatniej chwili, kiedy góra
zatrzęsła się, a
ściany jaskini zawaliły. Wąskie korytarze pokrywały się pęknięciami, ich ściany coraz
bardziej
pochylały się ku sobie. Od chrzęstu granitu trącego o granit o mało nie popękały mu
bębenki w
uszach. Prawdziwy wampir, który często zabijał był bardziej podatny na działanie słońca
i na
okropną senność, która ogarniała ciała Karpatian za dnia Andre miał niewiele czasu na
znalezienie
sobie jakiejś bezpiecznej nory. Kiedy uciekł z wnętrza zapadającej się góry, słońce
uderzyło w jego
ciało tak, że zawył z bólu. Z miejsca, które nazywał domem, wydobywał się pył i
odłamki skał, a
echo złośliwego śmiechu Grigoriego spływało na dół, razem z kamieniami poruszonymi
trzęsieniem ziemi.
Nie,
Grigori. W
cichym głosie Michaiła pojawiło się rozbawienie. Zanurzył się w kojące objęcia
ziemi. Właśnie
to dobrze tłumaczy, dlaczego wymawiają twoje imię z lękiem i zgrozą. Nikt nie
rozumie twojego mrocznego poczucia humoru tak jak ja.
Michaił?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]