[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, słyszałam.
Pocałował ją i rzekł z uśmiechem:
Teraz, kiedy już oficjalnie jesteśmy razem, musisz zabrać mnie na
ten zjazd absolwentów. Przyniosłem ci nawet coś, co będziesz mogła włożyć
na tę okazję. Jest w kieszeni mojej kurtki.
Co takiego może zmieścić się w kieszeni? Wsunęła rękę i wyjęła małe
aksamitne pudełeczko. A więc pierścionek. Pytanie tylko, jakiego rodzaju
pierścionek?
Z pewnością nie taki, o jakim przez chwilę pomyślała. Wprawdzie
pragnęłaby tego, ale to przecież niemożliwe. Jest na to o wiele za wcześnie,
zwłaszcza dla kogoś takiego jak Jordan. Owszem, chciał, by się do niego
wprowadziła, ale od tego jeszcze daleka droga do oświadczyn.
Prawdopodobnie musieliby być z sobą przez kilka lat, zanim zdecydowałby
się na tego rodzaju zaangażowanie. To zapewne po prostu pierścionek po-
darowany na przeprosiny. Albo może w ogóle nie pierścionek, tylko
kolczyki w małym pudełeczku.
Nie otworzysz? spytał.
Odwróciła się do niego i westchnęła cicho, ujrzawszy, że przyklęknął
146
R
L
T
na jedno kolano.
To z pewnością nie dzieje się naprawdę!
Drżącymi dłońmi otworzyła pudełeczko. W środku był piękny
pierścionek zaręczynowy z brylantem.
Och, Jordan.
Wiem, że to bardzo szybko powiedział. Ale wiem też, że
jesteśmy sobie przeznaczeni. Wiedziałem o tym już pierwszego dnia, gdy
oblałaś mnie kawą.
Uśmiechnęła się.
Kocham cię, Jane, i to się nigdy nie zmieni.
Ona też wiedziała, że są sobie przeznaczeni. Nie miała nawet pojęcia,
skąd to wie. Po prostu wiedziała.
Więc powiedz to szepnęła.
Spojrzał na nią z tym swoim uroczym uśmiechem, który przyprawiał ją
zawsze o rozkoszny dreszcz.
Jane, czy wyjdziesz za mnie? zapytał.
Tak odrzekła. Wyjdę za ciebie!
W jego oczach zobaczyła obietnicę wszystkiego, czego mogłaby
pragnąć od męża. Wziął od niej pudełeczko, wyjął z niego pierścionek i
wsunął jej na palec.
147
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]