[ Pobierz całość w formacie PDF ]
profanacji, handlując tymi dziełami sztuki.
- Z pewnością! - rzekła Rana żartobliwie.
Westchnął teatralnie.
- Dobrze mnie znasz - powiedział, zmieniając nastrój. - Skończ już spódnicę dla pani Rutherford i
przyjedz do Houston. Ta baba zanudza mnie, dzwoniąc trzy razy dziennie.
- Pod koniec tygodnia będę gotowa.
- Dobrze. Mam dla ciebie cztery nowe zamówienia.
- Cztery? Nie wiem, kiedy je wykonam.
- Podniosłem stawkę!
- Barry! Znów? Nie robię tego dla pieniędzy. Mogę się utrzymać z oszczędności.
- Nie bądz śmieszna. W naszym społeczeństwie wszystko robi się dla pieniędzy. A te bogate
babsztyle nie targują się o cenę. Im więcej jakaś rzecz kosztuje ich mężów, tym bardziej ją sobie
cenią. A teraz bądz grzecznym dzieckiem i ani słowa o karteczkach, które przypinam do twoich
modeli. Czy podtrzymujesz zasadę, by nie spotykać się z klientkami osobiście?
- Tak. Nie chcę, aby mnie ktoś rozpoznał.
- Dlaczego? Byłbym zachwycony. Wiesz, co sądzę o tej idiotycznej przebierance.
- Nigdy dotąd nie byłam taka szczęśliwa, Barry - odrzekła cicho.
- I bardzo dobrze. Nie będę cię męczył. Ale chciałbym porozmawiać o czymś zupełnie nowym.
- O czym?
- Nie teraz. Wracaj do spódnicy pani Rutherford.
- Dobrze. Tylko... Zaczekaj chwilę. Ruby po coś przyszła. - Rana odłożyła słuchawkę i podbiegła
do drzwi. Ale to nie gospodyni stanęła w progu, lecz Trent. Opierał się leniwie o framugę drzwi.
- Czy ma pani bandaż?
- Właśnie rozmawiam przez telefon - odrzekła krótko. Gamblin wyglądał bardzo atrakcyjnie i
była na siebie zła, że to zauważyła.
- Mogę zaczekać.
Zręcznie wybrnął z tej sytuacji. Nie mając wyboru, Rana musiała go wpuścić. Nie mogła przecież
wyrzucić gościa siłą. Spojrzała na niego wrogo i wróciła do telefonu.
- Barry, przepraszam, muszę już kończyć.
- Ja też. Zobaczymy się w piątek, kochanie. Do widzenia.
- Kto to jest Barry? - spytał Trent bezczelnie, kiedy odłożyła słuchawkę.
- Nie pańska sprawa. Czego pan chce?
- Chłopak?
Spojrzała na Gamblina wściekle przez przyćmione szkła i pouczyła w myśli do dziesięciu.
- To mój przyjaciel. Pytał pan zdaje się o bandaż, prawda?
- Czy na pewno nie chłopak? Umówiła się z nim pani na piątek. To mi wygląda na randkę.
- Chce pan ten bandaż czy nie?
Potrząsnąwszy ze złością głową, podparła się pod boki. Trent był zachwycony, widząc pod
wytartą koszulą miękki zarys piersi. Były piękne. Uśmiechnął się.
- Poproszę.
W łazience znalazła pudełko z bandażami. Mocowała się z wieczkiem, nim w końcu zdołała je
zdjąć. Wyjęła jeden zwitek i odwróciła się. Gamblin stał za nią, więc wpadła prosto na niego.
Stało się to w mgnieniu oka, lecz Ranie wydawało się, że minęły wieki.
Zachwiała się. Trent chwycił ją za ramiona i pomógł odzyskać równowagę. Dwa ciała zetknęły
się na ułamek sekundy.
Ogarnęła ich fala gorąca. Zadrżeli.
Rana odepchnęła mężczyznę mocnym ruchem. Trent cofnął się. Był tak oszołomiony, jak podczas
meczu, gdy zderzył się z Johnem Greenem.
Teraz oboje usiłowali uspokoić przyspieszony oddech.
- Tu... tu jest bandaż. - Wyciągnęła przed siebie drżącą rękę.
- Dziękuję.
Tak, miała piękne piersi. I jędrne uda.
Odwrócił się, a ona odetchnęła z ulgą. Nie skierował się jednak w stronę drzwi. Usiadł na brzegu
sofy i założył nogę na nogę. Mocował się z celofanowym opakowaniem, lecz zrezygnował po paru
sekundach.
- Czy może to pani otworzyć?
- Oczywiście. - Wzięła od niego bandaż. Chciała, by jak najprędzej sobie poszedł i zostawił ją
samą. Tu jest jej azyl, do którego nikogo nie zaprasza. - Jestem pewna, że Ruby ma bandaże -
powiedziała, mając nadzieję, że Trent zrozumie aluzję.
- Jeszcze nie wróciła do domu. Przepraszam, że panią niepokoję.
Rzeczywiście intrygował Ranę. Nie miała kochanka od siedmiu lat, kiedy rozstała się z mężem.
Mężczyzni stwarzali niepotrzebne ryzyko. Wystarczą przyjaciele, Morey czy Barry. Nie miała nic
przeciw interesom z przedstawicielami płci odmiennej, ale nigdy, już nigdy, nie chciałaby się
zakochać.
Przyrzekła sobie, że nie da pobudzić się do tego stopnia, by ręce drżały jej tak, jak w tej chwili.
Jedna porażka wystarczy.
- Mam pilne zamówienie, a niewiele dziś zrobiłam - powiedziała. Przez ciebie - dodała w
myśli.
Lekko nachmurzony, wziął bandaż i starannie owinął nim palec.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]