[ Pobierz całość w formacie PDF ]
koron brutto, z tego każdemu z zawodników wypłacono po dzie
więćdziesiąt pięć tysięcy. To najwyższe honorarium, jakie kie
dykolwiek otrzymał zawodowy sportowiec ze Skandynawii.
- Dziewięćdziesiąt pięć tysięcy koron??? - Sivert wisiał na ple
cach Havardowi i wpatrywał się wielkimi oczami w dwóch męż
czyzn w czarnych trykotowych kostiumach. - To prawie milion?
- Co prawda trochę jeszcze brakuje - odparł Havard i prze
kazał gazetę Olavowi. - Ale to i tak potwornie dużo pieniędzy.
- I tylko za jazdę na łyżwach? - dziwił się Sivert.
- Tak, ale trzeba bardzo szybko jezdzić - wyjaśnił
Aslak. - Wtedy rzeczywiście można dorobić się fortuny.
124
Mali kręciła głową, uważając, że to czyste szaleństwo. Sivert,
niezrażony jej opinią, zeskoczył na podłogę i tak szaleńczo za
czął Jezdzić" po pokoju z jedną ręką założoną na plecy i moc
no zgięty wpół, jak to widział na zdjęciach w gazecie, że chod
niki fruwały między ścianami, a kot, wystraszony, schował się
jeszcze głębiej pod piec.
Oja początkowo przyglądał się bratu oszołomiony, ale po
chwili on też zszedł z kanapy i dołączył do niego. Za nim do tego
szaleńczego kręgu wskoczyły również Ruth i Ragnhild. Migały
tylko ręce i nogi, rozlegał się taki wrzask, że odbijał się echem
w całym salonie. Nagle w drzwiach stanęła Beret.
- Co, u licha, się tu wyprawia?! - huknęła, żeby przekrzy
czeć niesforną gromadę. - Czyście wszyscy rozum postradali?
Zawalicie nam dom na głowę, dzieci - zagrzmiała.
To powstrzymało łyżwiarzy szybkich, którzy wgramolili się
z powrotem na kanapę, spoceni i zaczerwienieni na twarzach
z wysiłku. Mali poukładała dywaniki na miejsce, a kot wyglą
dał spod pieca bursztynowymi oczami, czy uspokoiło się na ty
le, by mógł się zbliżyć do miski z mlekiem.
- Dom przetrwał, Beret - uśmiechnął się Havard. - Trochę
tylko ożywiliśmy się po przeczytaniu notatki w gazecie. Ale ty
chyba nie bardzo interesujesz się łyżwiarstwem szybkim?
- Ayżwiarstwem szybkim? - prychnęła Beret. - Co to za
bzdury? Poza tym powinniście trochę poskromić dzieciaki. Ta
kie zabawy do niczego dobrego nie prowadzą.
- Nic złego się nie stało - odparła Mali krótko. - Pilnujemy,
żeby dom nie ucierpiał, ale dzieci są tylko dziećmi, Beret. Po
trzebują trochę ruchu.
- Jeżeli rozsadza je energia, to przynajmniej dziedzic mógł
by J3 wykorzystać z pożytkiem i pomóc trochę w gospodar
stwie - rzekła Beret surowo. - Zawsze się coś znajdzie do robo
ty!
Zanim Mali zdążyła odpowiedzieć, teściowa zniknęła, ener
gicznie zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę w salonie pano
wała cisza.
125
- Czy mógłbym dostać łyżwy, Havard? - poprosił Si-
vert. - Inne dzieci mają. Koledzy ze szkoły przyjeżdżają na łyż
wach aż z drugiego końca fiordu.
- Ayżwy rzeczywiście nietrudno kupić - odparł
Havard. - Mógłbym też sam je zrobić. Nauczyłem się tego u ko
wala, który do nas przyjeżdżał. Myślę, że nawet zostawiłem jed
ną parę na strychu, kiedy się tu przeprowadziłem. Na ciebie bę
dą jeszcze sporo za duże, ale na mnie są dobre, więc mógłbym
pójść z tobą i nauczyć cię jezdzić, kiedy fiord zamarznie.
Sivert pokraśniał z radości.
- Nie musisz zresztą czekać, aż fiord pokryje się lodem - do
dał Havard. - Wystarczy znalezć zakole na rzece, chociaż mniej
na nim miejsca. Ale to tam dzieci urządzają sobie ślizgawkę.
- Tak, widziałem - przytaknął Sivert z zapałem. - Czy mog
libyśmy zacząć od razu, Havard?
- Nie w tej chwili. Muszę najpierw znalezć kawałek żelaza,
a potem je odpowiednio wykuć. Trzeba jeszcze zrobić coś na sto
py, będzie mi do tego potrzebne oheblowane drewno.
- A ja? - spytał Oja. Nie spuszczał z Havarda błagalnego
wzroku.
- Ty jesteś jeszcze trochę za mały - odparł Havard i wziął
chłopca na kolana. - Myślę, że powinieneś jeszcze parę lat pocze
kać. Ale teraz możemy się ubrać, wziąć sanki i pozjeżdżać w sadzie.
Bo ty przecież masz sanki, Oja! A nie wszystkie dzieci je mają. Ale
Ruth i Ragnhild będą mogły usiąść z tyłu, co? Co ty na to?
Oja był bardzo zadowolony, w każdym razie w tej chwili.
W salonie zrobiło się nienaturalnie cicho, kiedy Havard i Aslak
wyszli z dziećmi z domu.
- O Boże, jak dobrze - westchnęła Ane. - Przed chwilą był
tu prawdziwy dom wariatów.
- Niedługo dołączy do dzieciarni jeszcze jedno - roześmiała
się Mali i poklepała się po brzuchu. - Ale to przecież życie, na
wet jeśli przyjdzie na świat mały krzykacz!
126
[ Pobierz całość w formacie PDF ]