[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ściany: uśmiechnięte, świeżo wymyte dziecko, owinięte w mój pasiasty ręcznik kąpielowy.
Podrapała się nim po nosie i ostrożnie pokiwała palcami zdrowej stopy. Ciągle szarawe.
Dolores stała się małą dziewczynką.
Jestem malutka i idę z mamą żwirowym chodnikiem. Mama uszyła mi niebieski płaszczyk z
aksamitnym kołnierzykiem. Do bucików wpadł mi żwir, balansuję na jednej nodze, kiedy mama
opróżnia najpierw jeden bucik, a potem drugi. Obok przechodzi jakiś pan, ma duże buty i patrzy na
mnie.
- Mamo, dlaczego wszyscy duzi się ze mnie śmieją? - pytam.
- Nie śmieją się - odpowiada mama. - Uśmiechają się. Uważają, że jesteś słodka. To dlatego.
Znów idziemy, ramię mi się wyciąga, bo mama się spieszy.
- Marita ma loki - mówię.
- Mmm. Ale to nie są prawdziwe loki. Ma trwałą.
- A dlaczego ja nie mam trwałej?
- Bo jesteś za mała.
- Marita też jest mała.
-Tak, ale jej mama uważa inaczej niż ja. Według mnie wyglądasz bardzo ładnie bez loków. Jeśli
ktoś jest grzeczny, loki nie mają większego znaczenia. Najważniejsze, żeby częściej myśleć o
innych niż o sobie.
Jest mi wstyd, potykam się. Ja najczęściej myślę o sobie. I o lokach.
Wyjęłam z walizki żółtą jedwabną bluzkę; to będzie jej sukienka. I białe bawełniane figi z malutką
czerwoną kokardką na gumce w talii. Były zdecydowanie za duże, ale ona je uwielbiała. Zadzierała
bluzkę i obmacywała kokardkę. Przyniosłam perfumy. Zachichotała i spłoszyła się, kiedy
rozpyliłam je na jej nadgarstku. Potem zademonstrowałam, jak powinna je wcierać, żeby uzyskać
właściwy zapach, powąchałam jej dłoń i wzniosłam oczy ku niebu. Dolores zrobiła to samo i
zaśmiała się ochryple.
Sama mogła wybrać biżuterię. Z plastikowej torebki wysypałam jej na kolana naszyjniki i klipsy.
Kiedy zrozumiała, że ma wolną rękę, zastanawiała się w skupieniu. Zdecydowała się na
ceramiczne korale w jaskrawych kolorach i łańcuszek ze sztucznego złota. Był lekki, jak z plastiku,
ale bardzo błyszczący. Podsunęłam jej lusterko. Spojrzała na swoje wystrojone odbicie i znów się
zaśmiała.
W drzwiach stanął Butterfield.
-Co robicie? Nie było na to słów, w każdym razie nie takich, które mówiłyby o powadze tej
zabawy.
Odłożyłam lusterko i skorzystałam z wyświechtanej frazy.
-Spójrz, jaka Dolores jest słodka! Wyniosłam ją z kuchni. Stała w pokoju na jednej nodze,
trzymając mnie za ramię. Kulawa, na wpół łysa istotka o niedomytych stopach. %7łałosne. Ale nie
tylko. W tej budzącej litość postaci przeświecało prawdziwe piękno i Dolores o tym wiedziała.
Uśmiechnęła się półgębkiem, spuściła wzrok i pogłaskała jedwab bluzki. Butterfield i Ricky
zareagowali spontanicznie. Stanęli metr od niej i powiedzieli, że jest słodka. Niesamowicie słodka.
Jak mityczna Maganda! W nagrodę przyniosłam im po piwie.
Włosy to pierwsza radość z bycia kobietą. Dorośli już się ze mnie nie śmieją, a loki Marity się
prostowały. Jej mamie odechciało się chodzić z nią do fryzjerki, poza tym to za dużo kosztuje.
Zdecydowanie za dużo. Teraz Marita nosi półdługie włosy. Zanim jej urosły; może miała pazia. Ja
czeszę się w koński ogon. Jest długi! nad czołem piętrzy się grzywka. Staję na sedesie, przed
lustrem, i oglądam go w lusterku, które trzymam za głową. Przypomina miedzianą rzekę; jest
ładny. Chłopcy w szkole szybko przestali mi dokuczać z powodu koloru. Z dumą potrząsam moim
wspaniałym ogonem, wydaje mi się, że lśni w słońcu. Ale najbardziej się cieszę wieczorami.
Rozbieram się, idę do łazienki, siadam na sedesie i rozpuszczam włosy. Spływają mi po plecach.
Patrzę w sufit i lekko potrząsam głową. Chcę, żeby mnie pieściły. Codziennie sprawdzam! palcami
ich długość. Aopatki zakrywają już dawno, niedługo sięgną talii.
Chciałabym, żeby cały świat zobaczył moje rozpuszczone włosy, chciałabym biec i czuć, jak się
rozwiewają. Ale w ciągu dnia nie wolno mi ich rozpuszczać. To wygląda niechlujnie.
Mama ma nową fryzurę: włosy gładkie i loki nad uszami. Uszyła sobie turkusowy kostium z
miękkiej wełny. Spódnica jest rozkloszowana. Kiedy mama przede mną kuca, żeby spojrzeć mi
prosto w oczy, układa się jak u księżniczki.
- Ale ty wyglądasz! - mówi. - Zdejmij ten sweter, jest cały w plamach. I jak od ciebie zalatuje. Fuj.
Znowu się zsikałaś. Rozpacz mnie ogarnia, moje dziecko.
- Cholera, co za ohyda! - dodaje rutynowo Lars-Góran.
- Nie klnij - upomina mama. - I to właśnie teraz, Cecylio, kiedy się spieszę. No, trudno, sama
będziesz musiała sobie poradzić, w szafie są czyste ubrania. Lars-Góran, pomóż Cecylii coś
wybrać... I powiedz tacie, że nie wrócę pózno, jedzenie jest w piekarniku. Drzwi się zamykają,
obcasy stukają na schodach.
Wchodzę do toalety i rozpuszczam włosy. Wiem, że jest środek dnia i że to zabronione. Długo się
czeszę, potem staję na sedesie, z lusterkiem w ręku, żeby zobaczyć się z tyłu. Rude włosy
połyskują i nareszcie sięgają talii.
Lars-Góran nie słyszy, kiedy się wymykam z domu, coś czyta, jest w innym świecie, w którym
nie ma ani mnie, ani mojego poplamionego sweterka, ani zasikanych majtek.
Jest kwiecień, powinnam włożyć czapkę, ale co tam. Idę z gołą głową do Eksjóberget i czuję, jak
wiosenny wiatr podnosi mi włosy. Jestem absolutnie szczęśliwa, mimo że w lesie nikogo nie ma,
mimo że tylko drzewa mogą podziwiać ich piękno.
Włosy Dolly po wyschnięciu nabrały jedwabistej miękkości. Położyła głowę na moich kolanach i
głaskała się po jedwabnym brzuchu.
- Czy Emma miała długie włosy? - spytałam.
Nie. Nikt nie mógł nosić długich włosów w fabryce. Tak zdecydował mister Carubian po tym, co
się stało. On pierwszy opuścił fabrykę. Kiedy zaczęło się ściemniać, polecił dwóm dorosłym
robotnikom z gręplarni wynosić po kolei wszystkie rzeczy z biura. W tkalni i w przędzalni
maszyny ciągle pracowały, ale ludzie byli niespokojni, co chwila znajdowali jakiś pretekst, żeby
przejść obok drzwi i wyjrzeć na dziedziniec. Gęsty mrok w środku dnia. To było nienaturalne, ale
przecież nie można ot tak po prostu wyjść, bo jak wyleci się z pracy, to co wtedy... Dzieci też
zwolniły tempo. Dolores już nie biegała, kucnęła i zatopiła się w miarowym łoskocie maszyn.
Kobieta z którą pracowała, stała wraz z innymi przy drzwiach i patrzyła, jak mister Carubian
wsiada do obładowanego samochodu i każe szoferowi uruchomić silnik. Robotnicy zatrudnieni do
wynoszenia rzeczy z biura o coś go zapytali. W odpowiedzi uczynił kilka pełnych irytacji gestów,
po czym wcisnął guzik podnoszący szybę i położył rękę na uchwycie powyżej. Chciał odjechać.
Już. Natychmiast. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl