[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pożeglował wystarczająco daleko na południe, żeby odkryć, czy Nowa Zelandia jest wyspą, czy też
jest połączona z jakimś lądem stałym. Co dziwne, nie zbadał też przejścia pomiędzy North i South
Island znanego obecnie jako Cook Strait (Cieśnina Cooka), choć z zapisków w jego dzienniku
wynika, że podejrzewał istnienie takiej cieśniny. Może po prostu spieszyło mu się, żeby dostać się
na wyspy Fidżi, które miały zakończyć następny etap jego podróży. Tasman był wielkim
żeglarzem, lecz brakowało mu żelaznej woli i determinacji Cooka, które skłaniały tego ostatniego
do zbadania wszystkiego, aż do samego końca. Zwierzchnicy Tasmana w Batawii wiedzieli o tej
jego słabości i zarzucali mu, że pozostawił wszystko do zbadania bardziej przedsiębiorczym i
wytrzymałym następcom .
Tym wytrwałym następcą okazał się właśnie Cook. Z częścią swoich ludzi, pierwszymi
Europejczykami, którzy postawili stopę na ziemi Nowej Zelandii (w poprzednim wieku Maorysi
byli tak wrogo nastawieni, że Tasman rozważnie nie podjął nawet próby zejścia na ląd), wylądował
na wschodnim brzegu rzeki Waipoua (obecnie znajduje się tam miasto Gisborne), w połowie
wschodniego wybrzeża North Island.
Rzadko, jeśli w ogóle kiedykolwiek, towarzyszyły odkryciu nowego lądu tak niesprzyjające
warunki. Na drugim brzegu rzeki mogli dostrzec wyraznie wrogich Maorysów. (Trudno im się
dziwić; ogromna arogancja narodów Europy Zachodniej, której przedstawiciele krążyli po całym
globie, anektując wszystko, co popadło, i nie licząc się zupełnie z odczuciami i życzeniami
prawowitych właścicieli nowo odkrytych terytoriów, jest doprawdy zdumiewająca). Cook i kilku
innych przepłynęli rzekę małą dwumasztową łodzią, pozostawiając na brzegu pinasę*, którą
przybyli, żeby spróbować nawiązać jakiś kontakt z Maorysami. Wyszli na brzeg, zostawiając w
łodzi załogę i znalezli się w zadrzewionym terenie. Tubylcy natychmiast zbliżyli się do pinasy,
próbując odciąć załogę od Cooka i jego ludzi na brzegu. Marynarze, których Cook zostawił na
przeciwnym brzegu rzeki, strzelali ostrzegawczo nad głowami Maorysów, ci jednak nieustępliwie
zbliżali się do łodzi. Następny strzał nie był już tylko ostrzeżeniem: jeden z Maorysów został
zabity. Cook i jego ludzie wrócili na Endeavour tak skończyła się pierwsza runda tego
spotkania.
Następnego ranka znowu zeszli na brzeg i zbliżyli się do grupy uzbrojonych po zęby i wyraznie
agresywnych tubylców. Ofiarowali im dary, ale Maorysów nie interesowały podarunki, lecz biała
broń Anglików. Jeden z tubylców próbował wyrwać Greenowi jego szpadę, wywiązała się
szarpanina i zdarzyło się to, co się zdarzyć musiało. Wynik był gorszy niż poprzedniego dnia:
jeden Maorys zginął, trzech zostało rannych. Cook i jego ludzie powrócili na Endeavour .
Skończyła się druga runda.
Cook nie poddawał się łatwo. Po południu opłynął w łodzi zatokę szukając miejsca, gdzie
mógłby zejść na ląd bez perturbacji z krajowcami. Wszędzie jednak wysokie fale przybrzeżne
broniły dostępu. Musiał wracać na statek. W drodze powrotnej napotkał kilka canoe z tubylcami.
Towarzyszący Cookowi Tupia zwrócił się do nich, mówiąc, że biali ludzie są przyjaciółmi i chcą
rozmawiać. Maorysi jednak odpłynęli, starając się wiosłować jak najszybciej. Dowódca kazał
oddać salwę z muszkietów nad ich głowami, w nadziei, że może się zatrzymają. Oczywiście tak się
stało. Dalszy ciąg wydarzeń był jednak niespodziewany: zawrócili i z pełną prędkością ruszyli na
łódz Cooka. Wiedzieli już wystarczająco dużo o broni palnej, żeby skojarzyć odgłosy wystrzałów
ze śmiercią. Widocznie myśleli, że biali mają zamiar ich zabić i postanowili umrzeć w walce. Tym
razem potyczka zakończyła się jeszcze gorzej zginęło czterech Maorysów.
Taki był finał tego konfliktu, w którym jedna ze stron nie miała żadnych szans. Cook, tak samo
jak wszyscy na pokładzie Endeavour , był przerażony wydarzeniami ostatnich dwudziestu
czterech godzin i zdawał sobie sprawę, że następne próby lądowania na tym terenie zakończyłyby
się bezsensowną rzezią. Endeavour odpłynął. Ze smutkiem i goryczą Cook nazwał to miejsce
Poverty Bay (Zatoka Nędzy), bo jak pisał nic nie udało nam się tam osiągnąć; nie dostaliśmy nic,
co chcielibyśmy dostać . Zatoka nazywa się tak do dziś.
Endeavour wziął kurs na południe. Opłynęli Mahia Peninsula (półwysep Mahia) i wpłynęli do
Zatoki Hawke a Cook ochrzcił ją nazwiskiem Pierwszego Lorda Admiralicji. Była to rozległa i
płytka zatoka o szerokości około sześćdziesięciu mil. Na jej północnym krańcu napotkali raczej
*
W oryginale pinnace. Mały statek lub większa łódz żaglowa, która najlepiej nadawała się do penetracji
nieznanych płytkich brzegów, wpływania w głąb zatok i w ujścia rzek.
przyjaznie nastawionych Maorysów, lecz na południowym czekało ich podobne przyjęcie jak u
brzegów rzeki Waipoua. Tubylcy podpłynęli do Anglików łodzią, udając, że chcą wymienić
towary. Kiedy byli już wystarczająco blisko, próbowali porwać młodego Tiatę, służącego Tupii.
Podobnie jak wszyscy do tej pory napotkani Maorysi, nie znali potęgi broni palnej: trzech z nich
musiało zginąć, nim załodze udało się uratować Tiatę. Cook nazwał więc to miejsce Cape
Kidnappers (Przylądek Porywaczy) i popłynął dalej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]