[ Pobierz całość w formacie PDF ]
150
RS
Przeklął siarczyście pod nosem, a potem dodał: - Nie musisz kłamać.
Wiem, co to dla ciebie znaczy i bardzo mi przykro. Nie planowaliśmy
tego, ale prawdę mówiąc, jesteśmy uszczęśliwieni. A raczej powinniśmy
być, gdyby nie wy.
- No to bądzcie szczęśliwi. - Mike uściskał brata. - Naprawdę się
cieszę. To, że my mamy problem, nie znaczy, że nikt inny w tej okolicy
nie powinien mieć dziecka.
- Ale to nie tylko my, prawda? - spytał cicho Joe. - Sarah mówiła, że
Kirsten też jest w ciąży.
- I Lucy - dorzucił Mike. - Takie jest życie. Wszyscy jesteśmy w
takim a nie innym wieku, to się musi zdarzyć. Tak czy owak
rozmawialiśmy z Fran o kolejnej próbie, dlatego chciałem z tobą pogadać
o tej ziemi. Wezmiemy agenta, który sprzedał Benowi dom, żeby ją
wycenił. Nie mam pojęcia, ile powinniśmy zażądać.
- Może wezmiemy pod uwagę różnicę między ceną za działkę rolną i
wzrostem wartości ich domu -zaproponował Joe. - Tak byłoby chyba
sprawiedliwie. Jeśli to wam nie wystarczy, nie musimy remontować
kuchni. W końcu wszystko działa, a jak dziecko przyjdzie na świat,
wątpię, żebyśmy mieli siły na remont.
- To niesprawiedliwe.
- %7łycie nie jest sprawiedliwe. Czasami jest do dupy. Jeśli
potrzebujesz pomocy, wystarczy, że poprosisz. To ważniejsze niż kuchnia,
a zegar tyka. Nie chcemy, żeby Fran straciła szansę tylko dlatego, że
mamy kaprys kupić sobie nowe szafki i większą zamrażarkę. - Zerknął na
zegarek. - Muszę lecieć. Trzeba jeszcze nakarmić cielaki, zanim wreszcie
usiądę. Daj mi znać, jak będziesz coś wiedział na temat wyceny.
151
RS
- Dobra. I pogratuluj Sarah w moim imieniu. Joe skinął głową i
wyszedł, zostawiając Mike'a samego z myślami. Nie było to
najradośniejsze towarzystwo. Nie mógł uwierzyć, że Sarah jest w ciąży.
To zabije Fran. Na domiar złego to znowu on musi przekazać jej tę
nowinę.
- Wszystko w porządku, Fran?
Przez chwilę patrzył na nią, potem odwrócił wzrok. Fran na dnie jego
oczu dostrzegła coś jakby poczucie winy. Spojrzała na niego ze zbolałym
sercem. Mike wie. On już wie i ukrywa przed nią ten fakt. Kiedy wróciła
do domu, skończywszy pomagać Sarah, kładł Sophie spać. A ona właśnie
wtedy bardzo go potrzebowała.
A teraz odkryła, że on już wie i przemilczał ten fakt. Właśnie wtedy,
gdy sądziła, że nie dzielą ich już żadne tajemnice. Dlaczego tak się
zachował?
- Och, świetnie - odparła beznamiętnie.
- Fran, przepraszam - zaczął, ale ona mu przerwała.
- Od kiedy wiesz? Westchnął ciężko.
- Jakieś pół godziny. Joe mi powiedział. Bardzo mi przykro,
kochanie.
Mówił szczerze, widziała to. Miał ściśnięte gardło i smutne oczy.
Wyciągnął do niej ręce. Przytuliła się do niego, złożyła głowę na jego
piersi. Straciła ochotę na kłótnię, pozostała jej tylko żałość.
- Ja też przepraszam, że na ciebie naskoczyłam. Myślałam, że
ukrywałeś to przede mną jakiś czas.
- Nie. Więc Sarah ci się zwierzyła?
Fran zaśmiała się zdławionym głosem.
152
RS
- Niezupełnie. Znalazłam kawę, której akurat mijał termin ważności,
i dałam ją Sarah, bo wciąż świeżo pachniała. Sarah wypuściła ją z rąk i
wybiegła. Sama się zdradziła.
Pogładził jej ramiona, a drugą rękę położył nisko na plecach.
- Tak mi przykro. Gdybym wiedział, jakoś bym cię uprzedził.
Westchnęła i uwolniła się z jego objęć.
- Nie bądz głupi. Nie ochronisz mnie przed wszystkimi ciężarnymi
kobietami w Kornwalii.
Można było odnieść wrażenie, że to jakaś epidemia. A także, że los
jest dla nich niesprawiedliwy, skoro tak pragną dziecka. Nie zrobili
przecież nic złego. Zasługują na własne dziecko tak jak wszyscy inni.
Podniosła wzrok i napotkała zatroskane spojrzenie męża.
Uśmiechnęła się, ale miesiąc miodowy się skończył i powróciła ogromna
tęsknota.
Mike dostrzegł zmianę w jej oczach. Kruche szczęście kilku
minionych dni zbladło, a jego miejsce zajęła nostalgia. W nim z kolei
narastał strach.
Cholera jasna. Miał nadzieję, że będą mieli więcej czasu na
odbudowanie swojego związku, na celebrowanie radości, którą na nowo
odnalezli, na scementowanie ich małżeństwa, zanim ponownie staną
twarzą w twarz z trudną kwestią dziecka.
A tymczasem dopadło ich to znienacka.
Te słowa musiały paść, a padły pózniej, po tym, jak się kochali.
Leżeli objęci. Mike głaskał plecy Fran. Czuł jej napięcie, jej determinację
w każdej cząsteczce jej ciała, i wiedział, że to nastąpi.
- Mike? - Odezwała się bardzo cicho.
153
RS
- Uhm?
- Chcę jeszcze raz spróbować. Nie udawał, że jej nie zrozumiał.
- Może powinniśmy stosować tę dietę jeszcze parę miesięcy -
zasugerował. Próbował grać na zwłokę, gdyż bał się stracić tę nowo
odnalezioną bliskość. Obawiał się, że kiedy rozpoczną ten przykry proces,
zastrzyki i co tam jeszcze, tak właśnie się stanie. - Powinniśmy dać sobie
czas, niech ta dieta zadziała.
- Może. Porozmawiam z Kate - odparła, ale chociaż wciąż leżała
przytulona do niego, czuł jej niepokój, wielką chęć, by coś zrobić.
Przeczuwał, że Fran nie zechce zwlekać.
- Fran? - podjął. - Porozmawiaj ze mną.
Przesunęła się lekko.
- Och, Mike, chcę mieć dziecko, potrzebuję tego. Nie mogę tracić
czasu. Mam trzydzieści cztery lata. Za chwilę będę na to za stara. Jeśli
dostaniemy pieniądze od Bena, musimy spróbować.
Westchnął cicho. Ona ma rację, lat jej nie ubywa, i coraz trudniej jest
jej zajść w ciążę. Jej organizm rządzi się własnymi prawami. Nie stać ich
na ten luksus, żeby zwlekać. Ale to nie jest proste.
- Jesteś przekonana, kochanie? - spytał łagodnie. -To dla ciebie
ogromny wysiłek. yle znosiłaś hormony, bolała cię głowa.
- Nie szkodzi - odparła stanowczo. - Poradzę sobie. Nie twierdzę, że
to sama przyjemność, nie będę udawać, że nie mam obaw, ale zrobię to.
Gdybym dostała gwarancję, że urodzę, zrobiłabym to jeszcze dziesięć
razy. Nie, pięćdziesiąt.
Taka odważna. Widział przecież, jak działa na nią ta kuracja, poznał
wszystkie efekty uboczne, nie wspominając już o upokorzeniu i naruszeniu
154
RS
ich intymnej sfery. Mało nie zapłacili za to wszystko swym małżeństwem.
A potem, kiedy Fran straciła dziecko...
- Mike?
Nagle w jej głosie usłyszał wahanie, szukała u niego potwierdzenia.
Przycisnął wargi do jej włosów i przytulił ją mocniej.
- Jestem tu. Zawsze będę przy tobie. Niewiele mogę zrobić, żeby ci
pomóc, więc zrobię chociaż tyle. Będę cię wspierał, bądz pewna. Zrobimy
wszystko, co zechcesz.
Miał tylko nadzieję, że człowiek, który wyceni ich ziemię, przyniesie
im dobre wieści.
155
RS
ROZDZIAA DZIESITY
- W poniedziałek przyjdą do mnie Fran i Mike Trevellyanowie.
Nick przekrzywił głowę i uniósł brwi.
- W jakiej sprawie?
- Nie powiedzieli, ale podejrzewam, że chcą porozmawiać o
kolejnym cyklu in vitro - odparła Kate. - Wiesz, że zaproponowałam Kate
dietę na płodność i dałam jej mnóstwo rad i informacji.
- Uhm, to było w dniu wypadku Mike'a? Muszą jeszcze poczekać.
Minęło ledwie parę tygodni. Chyba trzy, prawda?
- Jakoś tak. To nie zrobi wielkiej różnicy, ale jeśli są zdecydowani,
zachęcę ich, żeby jeszcze się wstrzymali. Nie wiem, czy się zgodzą.
- No cóż, w każdym razie Fran nie jest w ciąży. - Nick odchylił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]